sobota, 7 listopada 2015

Spiesz się powoli...

Przeczytałam, że zwiększyła się akceptacja kierowców
dla fotoradarów i odcinkowego pomiaru prędkości.
Może to wynik rozsądniejszego umieszczania fotoradarów
bo ich ilość się przecież nie zmniejszyła.
Jestem kobietą kierującą, bywam też pasażerem.
Nie lubię szybkości i brawury.
Jednak kiedy pojawiły się fotoradary trudno mi było
pogodzić się z ich ilością i miejscami w których się pojawiały.
Wspaniałemu też się nie podobało ograniczanie "wolności"
zakupiliśmy wykrywacz radarów, dużo wtedy jeździliśmy
i wydawało nam się, że zwalnianie opóźnia dotarcie do celu.
Wraz z zakupem wykrywacza Wspaniałemu zdarzało się zaliczyć
mandat i punkty karne.
Pewnego dnia urządzenie się zepsuło i co się okazało, że od tego
czasu Wspaniały nie zapłacił ani jednego mandatu.
Jeździł wg przepisów i tyle.
Lubię ten moment, kiedy okazuje się, że nie miałam racji.
Tak było też z ograniczeniem prędkości w miastach do 50 km,
i zabieraniem prawa jazdy za szybkość.
Najpierw się żachnęłam "tak wolno to może 30 km na godzinę",
ale teraz jazda po mieście to pomijając korki - przyjemność.
Mniej nerwusów trąbiących na mnie, ponieważ z zasady
jadę zgodnie z przepisami tak mam.
Jeszcze trochę poprawek w ustawieniu znaków by się przydało,
ale generalnie nie czepiam się.
Kiedy jeszcze przypomnę sobie, że mogłam zostać bardzo
młodą wdową z dwójką dzieci i najmłodszego potomka
wcale by nie było to jestem za, za, za, za.
Inny temat to kształcenie kierowców i egzaminy na prawo jazdy.
Temat na czasie u mnie bo najmłodszy jest przymierzany
do bycia kierowcą, a mi skóra cierpnie.
Tak sobie myślę, że mnożenie trudności egzaminacyjnych nie
jest drogą do zwiększenia bezpieczeństwa na drogach.
Przepisy ruchu drogowego oczywiście powinny być wykute na blachę,
absurdalne pytania mam nadzieję, że znikają z bazy pytań.
Najważniejsza jest jednak jazda.
Dlaczego w mieście jest tak mało, albo w ogóle nie ma miejsc,
gdzie młody adept mógłby z osobą towarzyszącą poćwiczyć
jazdę samochodem nie koniecznie opłacając jazdy komercyjne.
A może tak zezwolić na drogach "czwartej kolejności odśnieżania",
poćwiczyć jazdę z opiekunem?
Może nie mam racji, ale wydaje mi się że ze względu na koszty
ludzie robiący prawo jazdy wykupują mało jazd z instruktorem
i tak naprawdę uczą się jeździć po zrobieniu uprawnień.
No i początkujący kierowcy, może wprowadzić obowiązek tzw czarnej skrzynki,
na której zapisywane byłyby parametry "lotu młodego kierowcy".
To naprawdę nie są drogie urządzenia. Problem jest tylko taki kto i kiedy
miałby odczytywać te parametry?
To chyba nie trafiony pomysł.
Tak sobie dumam jak po raz trzeci przejść przez fazę wyobrażania sobie
jak moje najmłodsze dziecko wyjeżdża na ulicę i co może z tego wyniknąć.
A może poczekać, aż pojawią się samojezdne samochody?
Kurodoma co ty gadasz?
Kiedy byłam młodsza i miałam mniej doświadczeń łatwiej mi przychodziło
panowanie nad wyobraźnią i kasandryczną stroną mojej natury.

                                     Zadziwiona Kurodoma