piątek, 28 października 2016

Nowa TV...

Coraz więcej młodych ludzi nie ma tradycyjnej TV.
Mój najstarszy potomek nie ma kablówki, ani anteny do odbioru
TV naziemnej.
Średni i najmłodszy w zasadzie w ogóle nie oglądają tradycyjnej TV.
Ich środowiskiem naturalnym jest internet.

Ja, jestem zwierzę medialne, a ponieważ zwierzę ze mnie nie młode,
siłą przyzwyczajenia korzystałam dotąd z TV tradycyjnej, ale też mocno
zaczęłam korzystać z internetu.
Mam potrzebę konfrontowania informacji, nigdy nie uwierzę zanim nie
sprawdzę w kilku źródłach.

Od pewnego czasu w zasadzie od ostatnich wyborów miałam wrażenie,
że podstawowe programy informacyjne przestały zachowywać nawet
szczątkowe pozory przyzwoitości.
Zachowanie np TVN 24, miało istotny wpływ na wygraną PiS.
Przyłączenie się do nagonki na Bronisława Komorowskiego, oczywiście
w aksamitnych rękawiczkach, brak nagłaśniania tego, że PiS poprzez
hejt w internecie, zakłamuje rzeczywistość, pozbycie się dziennikarzy
o wyrazistych poglądach sprawiło, że hasło o "Polsce w ruinie" zaistniało
i dało zwycięstwo "dobrej zmianie".

Jak duży wpływ ma TV Kurskiego na umysł ludzki widzę na co dzień.
Prababcia, która z nami mieszka ogląda tylko TV Kurskiego, założyliśmy
jej antenę do odbioru TV naziemnej, bo ona bez TVP 1 nie wyobraża
sobie życia. To siła przyzwyczajenia i rytuał, musi codziennie obejrzeć
"Wiadomości".
Słucha i wchłania, a potem pyta mnie "czy ten pan/pani (Kaczyński, Ziobro,
Szydło itp) to dobry czy zły".
Ja mówię, że zły, prababcia przytakuje, ale i tak wie swoje.
Dla niej Ziobro i Duda to przystojni mężczyźni....

Zauważyłam, że powoli weszłam w nową epokę - epokę TV internetowej.
Pojawiła się codzienna porcja inteligentnej TV na żywo "Onet rano".
Wyałtowani z różnych redakcji i telewizji dziennikarze, pojawili się w internecie.
Ciekawe rozmowy  z ciekawymi ludźmi w mobilnym studio - samochodzie.
Możliwość odtworzenia w każdej chwili nieobejrzanego programu.
Do tego dochodzi bogactwo filmów, muzyki na you tube i nie tylko.

Wspaniały podłączył porządny komputer do telewizora i weszliśmy
w epokę telewizji na żądanie. tzn oglądam co chcę i kiedy chcę.

Zastanawiam się na jaki jeszcze przełom technologiczny się załapię
i czy mu podołam?

Zbliża się 11 listopada, wg ministra Błaszczaka KOD dokona prowokacji.
Ma rację bo przecież KOD to grupa prowokatorów, ludzi 50+ w futrach, którzy
z uśmiechem na ustach są w stanie sprowokować patriotyczną część
Polaków 20+, którzy to będą maszerować tupiąc glanami z zapalonymi racami
i nie tylko w ręku, pieśnią patriotyczną na ustach i empatią dla myślących
inaczej w sercu...
Są bez szans wobec prowokatorów z KOD, a niech jeszcze pojawią
się ubrane na czarno kobiety z parasolkami, mają chłopaki przechlapane.

Tyle się dzieje ostatnio wspomnę tylko, że wyjątkowo niesmaczne?
Nie, wyjątkowo ohydne jest nie liczenie się ze zdaniem rodzin smoleńskich,
które nie chcą ekshumacji swoich najbliższych.
Mogę się zgodzić, że "grzebnie" się w grobach tych ofiar, których rodziny
chcą i zgadzają się na to działanie, w porządku.
O tyle grzebanie w grobach bliskich tych rodzin, które nie zgadzają się
z tą decyzją szczególnie w okresie pierwszego listopada sprawia wrażenie
zemsty na rodzinach negujących działalność Macierewicza.

Data ekshumacji pary prezydenckiej już została ustalona, zgoda Jarosława Kaczyńskiego
została udzielona.
Po ekshumacji musi nastąpić ponowny pochówek, jaka będzie oprawa tej
uroczystości mogę się tylko domyślać.

Tak mi szkoda męża Szymanek-Deresz, który powiedział że on nie chce wiedzieć,
że on chce zachować obraz żony jaki zapamiętał kiedy ją poznał, kiedy brali ślub
i kiedy ją żegnał 10 kwietnia.
Obecni decydenci odbierają mu prawo do tej pamięci.
Mogę próbować zrozumieć tych, którzy chcą wiedzieć, chcą jeszcze raz przeżyć żałobę
i pogrzeb, ale oni tego chcą,  dlaczego jednak zmuszać innych do przeżywania jeszcze
raz traumy jeśli oni tego nie chcą?

Mam wrażenie, że prokuratura rozpętując dyskusję na temat ekshumacji tych co zginęli
w katastrofie samolotu pod Smoleńskiem  na swój sposób postanowiła
uczcić tegoroczne święto Halloween, makabra.



PS
W ramach prywaty, przypominam, że ten blog jest taki bardziej polityczny.
Tych, którzy czują się zmęczeni tematyką zapraszam na Frigankę.

środa, 19 października 2016

Spłacamy, spłacamy i końca nie widać...

Ogłoszono wczoraj ustami prezesa Kaczyńskiego,
szeryfa Ziobro i politologa Jakiego, że zostanie
powołana komisja weryfikacyjna w sprawie dzikiej
reprywatyzacji w Warszawie.
Komisja będzie miała uprawnienia, krótko mówiąc
sądu, prokuratora i policjanta.

Bardzo piękna idea, rozliczyć tych którzy bezprawnie
odzyskali coś co im się nie należało i wyrzucili
ludzi z mieszkań, ale...
- Po pierwsze, w komisji będą zasiadali m.in politycy.
- Po drugie, komisja chociażby nie wiem jak się sprężała
  nie będzie w stanie zbadać wszystkich spraw.
- Po trzecie, co z innymi miastami w których kwitł podobny proceder.
- Po czwarte, po piąte, po szóste, po siódme, dlaczego
  żadna z dotychczas rządzących ekip nie doprowadziła
  do uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej i z tego
  co słyszę i widzę obecna władza też nie zaczyna
  od tego, żeby taka ustawa powstała.

W zasadzie powinnam popierać, cieszyć się i jak najbardziej
być za, dlaczego?

Kiedy rodzina mojego taty przyjechała w 1945 roku do Gdańska
dostali przydział na mieszkanie w kamienicy obok kościoła
Menonitów.
Przez dziesiątki lat mieszkali w lokalu komunalnym
należącym do miasta.
Nieszczęściem było to, że miasto miało plan, żeby w miejscu gdzie
stoi dom wybudować drogę.
W związku z tym w mieszkaniach nie robiono nic, nie wymieniano okien,
nie naprawiano dachu bo przecież budynek do wyburzenia...
Lokatorzy sami dbali o dom, wymieniali okna, unowocześniali
ogrzewanie, zrobili łazienki,  malowali klatki schodowe,
a przecież płacili czynsz.
Trwali tak prawie 60 lat.

Obok domu stoi kościół Menonitów, ponieważ w Gdańsku przedstawicieli
Menonitów nie było, kościół zasiedlili najpierw Ewangelicy,
potem pojawili się Zielonoświątkowcy.

W międzyczasie miasto zrezygnowało z planów budowy drogi.
Zaczęliśmy się interesować wykupem mieszkań.
Niestety okazało się nagle i bez żadnego uprzedzenia,
że właśnie dom nie należy już do miasta tylko do gminy
Zielonoświątkowców.
W ramach zwrotu majątku kościołom dom wrócił do "prawowitych właścicieli".

Zaczęłam drążyć temat i dowiedziałam się, że jakiś mieszkający
w USA potomek Menonitów na łożu śmierci przekazał
prawa do kościoła gminie Zielonoświątkowców.
Ci po odzyskaniu kościoła wystąpili o zwrot dwóch budynków,
które kiedyś należały do Menonitów i jeden z nich odzyskali, razem z lokatorami.
Od razu postarali się o wpis do rejestru zabytków i pozamiatane.

Zaczęłam chodzić do ratusza, do biur poselskich wszędzie słyszałam,
lokatorzy nie są stroną w sporze.
Sprawa mocno śmierdziała, miasto zbyt łatwo pozbyło się problemu
z remontem starego budynku oddając go w zasadzie bez sprzeciwu.

Pastor gminy Zielonoświątkowców zapewniał nas, że dopóki on tu jest
lokatorów nikt nie wyrzuci.
Nam to nie wystarczało, jedyne co mogliśmy zrobić to wynegocjować
warunki najmu, które zabezpieczały dożywotnie zamieszkiwanie przez
obecnych lokatorów.

Po przejęciu budynku jakieś 14 lat temu nowy właściciel zabezpieczył dach
i dokonał spisu z natury, żeby w razie zdawania lokalu nikt nie zabrał
zlewozmywaka.
Na pytanie o okna zarządca powiedział, że ich nie stać i jak mama
chce to może sobie wymienić, i koniecznie zgłosić.
Ogrzewanie, może sobie zmienić i koniecznie zgłosić, żeby w razie
zdawania lokalu pieca nie zabrała itd.

Reasumując repatriantka przyjechała do Polski z rodzicami, którzy nie chcieli
przyjąć rosyjskiego obywatelstwa mieszka w wynajmowanym,
niszczejącym mieszkaniu o które jej rodzina dbała przez całe swoje życie.
Płaci czynsz który zabiera jej 3/4 renty w zamian za to właściciel lokalu
nie zapewnia nic.

Jest tyle lat po wojnie, a nasze kochane państwo, nie potrafi podjąć decyzji.
Wiem święte prawo własności, ale czy nie powinniśmy sobie powiedzieć
tak, była wojna, był komunizm, jednym zabrano, innym dano innych zabito.
Może już czas na grubą kreskę w sprawie zwrotu mienia spadkobiercom
właścicieli i spadkobiercom spadkobierców?

Rozpatrując sprawę sprawiedliwości społecznej zadam takie głupie i naiwne
pytanie:
 "Jak długo wszyscy obecni podatnicy ich dzieci i dzieci ich dzieci będą
  spłacać roszczenia nie zawsze prawdziwie pokrzywdzonych?".

Tym razem czepiam się wszystkich ekip rządzących dotychczas,
nikt nie chciał załatwić raz na zawsze problemu powojennych roszczeń.

Kolejna komisja, kolejny cyrk, kolejne show i nośne hasło dla narodu:
                "Tylko my rozliczymy, ukarzemy, zlinczujemy..."
                                    A gdzie ustawa!!!!!!!!

Kiedy naród zrozumie, że spłaca, spłaca i końca nie widać...




poniedziałek, 10 października 2016

Reżyser - malarz Andrzej Wajda.

                         "Panie Andrzeju niech pan usiądzie,
                                 Nie jak usiądę to upadnę".

Andrzej Wajda nie żyje.
Piszę bo ta śmierć dotknęła... mojej polskiej duszy.
Ktoś czytając co piszę może powiedzieć, że nie lubię Polski,
nie lubię polskiego charakteru, że ciągle zadziwiona krytykuję
wszystko co się w Polsce dzieje.

Otóż ja mam polską duszę, romantyczną do bólu, kocham polskie krajobrazy,
z czułością podziwiam polską fantazję "ułańską", podziwiam zdolność
Polaków do sprzeciwu w sytuacjach beznadziejnych,
lubię polską literaturę, poezję, teatr.
Lubię słuchać polskich piosenek i w końcu uwielbiam
polskie filmy.

Co było w filmach pana Andrzeja Wajdy ważnego dla mnie?
Wszystko, było malarstwo, była poezja, był teatr i był
komentarz do tej rzeczywistości w której dany film powstawał.

To było kino epickie, ono malowało i opowiadało.
Andrzej Wajda powiedział do młodych chcących
robić filmy:
- pamiętaj o czym opowiadasz (współczesne filmy to często zlepek klipów).
- filmy dzielą się na ważne i nie ważne (obejrzałam setki filmów - ile pamiętam?).

Poza tym miał rękę do aktorów, bardzo jestem ciekawa jego ostatniego
filmu "Powidoki" i Lindy w roli głównej.
Z tego co czytam to film o niezależności artystycznej, być może
Wajda tym filmem chciał skomentować aktualną polską rzeczywistość.

Ja nie wiem czy jego śmierć coś znaczy dla młodego pokolenia, ale może...

Byłam na filmie "Ostatnia rodzina" , to film o Beksińskich, wyszłam
zachwycona nie tyle tematem co tym, że zobaczyłam polski film, przy
tworzeniu którego reżyser skorzystał z tradycji polskiej szkoły filmowej.
Aktorzy grają, scenografia majstersztyk.
Trochę brak tego o czym mówił Wajda - pociągnięcia opowieści,
ale wróciła mi wiara w to, że polska szkoła filmowa "jeszcze nie zginęła".

Artystycznie był świetny, ale był też z tych ludzi, których podziwiam,
którym zazdroszczę, był pasjonatem, miał pasję.
To są ludzie którzy żyją długo i padają w biegu.
Do końca w głowie rządzi młodość i tylko ciało w pewnym momencie
mówi dość....




niedziela, 9 października 2016

Komentarz do komentarzy...



Czytając Wasze wpisy pod poprzednią notką  przypomniały mi się
te "dyskusje po świt".

Wszystkie komentarze pod poprzednim wpisem
to głos ludzi dojrzałych i rozumiejących, że wolność to odpowiedzialność.
Wolność to zrozumienie, że jak napisała Jaskółka "rozumnie się ograniczam",
JA się ograniczam, ale to JA podejmuje tą decyzję.

Wolność  jak pisze ilenka50  to "paszport, który każdy ma w domu",
ale trzeba sobie zdać sprawę jak mądrze go wykorzystać.

Rację ma też PKanalia, że nie każdy człowiek chce korzystać z prawa do wolności
osobistej, ale bardzo chętnie ograniczyłby prawa innych.

Super podsumowała to BBM "wolność to prawo wyboru
i odpowiedzialność za własne decyzje".

Mój poprzedni wpis podzielony jest  na dwie części, w pierwszej części
mówię o tym, że grupa społeczna jest w stanie pogodzić się ( chociaż nie zaakceptować),
z istnieniem ograniczeń osobistej wolności, ale kiedy następuje brutalny zamach
na te "resztki prawa do aborcji", ludzie o różnych poglądach na sprawę
nie wytrzymują i idą razem demonstrować swój sprzeciw.
Czarny protest był naprawdę wielką sprawą bo pokazał,
że jest jeszcze w naszym kraju rzesza ludzi, którzy czują wolność
i potrafią postawić granicę dla samoograniczania się w imię spokoju społecznego.
Szczególnie cieszy to, że w proteście wzięło udział tak dużo
młodych ludzi.

To tyle jeśli chodzi o pragmatyczne podejście do tematu życia w poczuciu
osobistej wolności -  jednostki w grupie społecznej.

Ale.. jest jeszcze coś takiego jak refleksja nad uczuciem wolności totalnej.
Mogę mówić tylko w swoim imieniu, że są momenty, kiedy ogarniam
wzrokiem piękno przyrody, biorę głęboki oddech i ogarnia mnie na moment
uczucie bycia częścią praw niezmiennych, którymi rządzi się wszechświat.

To są momenty... stoję w kuchni przy zlewie coś tam mieszam i spojrzę
w niebo po którym płyną chmury, albo wieczorem lśni księżyc i wtedy
na moment pojawia się to uczucie/poczucie totalnej wolności, które nie ma
nic wspólnego z pragmatyzmem i samoograniczaniem się w imię dobra
wspólnego.






Myślę, że wychowując młodego człowieka ważne jest uczenie go pragmatycznego
podejścia do kwestii wolności jednostki.
Dobrze jest kiedy młody człowiek zaczyna rozumieć, że "wolność to odpowiedzialność",
ale równie ważne jest wyrabianie w nim osobistej wrażliwości.
To drugie jest trudne i wymaga popychania młodego człowieka w stronę
doceniania piękna przyrody, ale i... kultury.

Dlatego tak ważny (choć trochę niezauważony) był wczorajszy protest ludzi kultury
przeciwko cenzurze m.in w teatrze.
Każda władza totalna próbuje dokonać zamachu na wolność kultury,
założyć knebel cenzury.
Władza totalna zdaje sobie sprawę, że człowiek wrażliwy nie pozwoli
na ograniczanie swojej i cudzej wolności ponad miarę wytrzymałości.

sobota, 8 października 2016

Wolność - słowo mit....


"Kobiety są cywilizacją życia, bo one to życie dają".

Tak Barbara Labuda u Kuźniara w TV ONET, skomentowała zrzuty,
że w "Czarnym proteście" brały udział kobiety popierające cywilizację śmierci.

Jestem taka dumna z dziewczyn, tych młodszych,
tych starszych i tych najstarszych, ale szczególnie z tych młodych.
Kobiety zaprotestowały z rozmachem i chwilowo odniosły
zwycięstwo.

Słucham obecnie rządzących jak próbują zgrabnie wybrnąć z nie zgrabnej
sytuacji, wychodzi im raz lepiej raz gorzej.
Nie wnikam czy partia PiS jest zwolennikiem zaostrzenia ustawy
antyaborcyjnej, czy nie  na tę chwilę próbowali "przegiąć" i przegrali.

Na demonstracji i po za nią padło tak wiele słów o prawie do wyboru.
Sprzeciw połączył kobiety dla których obecny "kompromis aborcyjny"
jest dobrym rozwiązaniem i te które walczą o liberalizację przepisów
dopuszczających aborcję.
Jak to się dało pogodzić, w kraju gdzie zgoda jest wartością na wyginięciu ?

Twórcy IV RP mówią mi, ze dopiero teraz Polska staje się wolnym, suwerennym
państwem i przez to ja jako jednostka też będę wolna i suwerenna.
To nie prawda, kiedy jakakolwiek "władza" zaczyna za mocno ciągnąć
linę w jedną stronę, druga strona zaprze się mocno i będzie trzymać
i będzie ciągnąć w swoją stronę... i tak jest dobrze.
Świat jeszcze istnieje dzięki temu, że ludzie utrzymują w jakiej takiej
równowadze ten balans.

Każdy człowiek marzy o WOLNOŚCI.
Kiedy pytam sama siebie co to jest WOLNOŚĆ, kiedy myślę - w którym momencie
życia byłam tak naprawdę wolna, tą mityczną upragnioną wolnością?

Nie umiem odpowiedzieć.
Człowiek z chwilą narodzin wpada w UKŁAD, otwiera oczy, wydaje
pierwszy krzyk i w tym momencie wpada w "niewolę" układu rodzinnego,
społecznego, państwowego, światowego...

Sztuka przeżycia i niezwariowania polega na ciągłym balansowaniu
i dokonywania wyborów na poziomie rodziny, na poziomie grupy społecznej
w której żyjemy, na poziomie państwa, na poziomie świata.

Zdaję sobie sprawę, że Świat, Polska, Gdańsk, moja rodzina nigdy nie będzie
taka idealna jak sobie wymarzyłam, bo nie jestem jedynym żyjącym człowiekiem
na ziemi i są inni bliscy mi i dalecy, którzy też mają prawo do realizacji swoich
poglądów, marzeń, pragnień być może sprzecznych z moim myśleniem.
Dlatego dla mnie wyższą wartością jest walka o równowagę niż walka
o mityczną wolność jednostki.

Wielu się ze mną nie zgodzi i powie, że trzeba walczyć o swoje racje.
Trzeba walczyć o wolność!
Tak przyznaję, że przychodzi taki moment, kiedy stwierdzam, że
nie mogę się już posunąć ani o milimetr, że już nie ma miejsca
na "kompromis".
To właśnie był ten moment "Czarny protest" pokazał obecnej władzy,
że nie ma zgody (ludzi o różnych poglądach na to kiedy zaczyna się życie),
na przeciągniecie liny za bardzo w jedną stronę.
Tylko, że ten protest to nie była walka o wolność wyboru, bo takiego
w obecnej ustawie nie ma.
To było okazanie niezgody na zepchnięcie przez obecnie rządzących
większości społeczeństwa z liny na której wszyscy balansujemy.

A wolność, kiedy człowiek ma poczucie wolności?
Mogę mówić tylko za siebie, wolność to stan ducha, to mgnienie,
to te chwile, nad jeziorem, na pomoście, kiedy wiatr rozwiewa włosy,
a ja tak po cichu mówię:
"  Tyś jest jezioro moje ja jestem twoje słońce,
    światłami ciebie stroję, szczęście moje szumiące.
    Trzciny twoje pozłacam. Odchodzę. I znów wracam (...)



Albo wtedy, kiedy stoję na górze, a wokół mnie rozpościera
się niesamowity widok lasu.


Albo wtedy kiedy patrzę w  niebo pełne gwiazd.


Tylko wtedy, kiedy jestem sam na sam z naturą czuję te odrobinę
wolności, wtedy czuję się częścią wszechświata i praw, które są nie zmienne
i na które żadna władza nie ma większego wpływu.


W każdej innej chwili jesteśmy częścią układu i czy nam się
to podoba czy nie musimy balansować na linie i chronić względną równowagę.

Ja nie jestem wyznawcą tego co było, ja nie jestem wyznawcą tego co jest.
Ja cenię równowagę i występuję przeciwko zawsze, kiedy któraś ze stron
za mocno ciągnie kołderkę na swoją stronę, a tak jest teraz.

Czy nie macie wrażenia, że Polska zaczyna przypominać
wielkiego dziecięcego bąka?


Kręcimy się coraz prędzej, od ściany do ściany.
Jeszcze z impetem, ale los bąka jest przesądzony, z czasem wytraci
impet i co dalej...