czwartek, 23 marca 2017

Żal niczemu nie winnych, złość na winnych....

Przypadkiem obejrzałam po raz kolejny film "Ze śmiercią jej do twarzy".


Trochę to komedia, na pewno jak na razie fantazja ale....

Zmarł najstarszy z Rockefellerów wyceniany na jakieś trzy miliardy dolarów.
Swoją drogą sumy powyżej miliona dolarów nie robią na mnie żadnego
wrażenia są zbyt abstrakcyjne.
Pan David Rockefeller skończył by za niedługo 101 lat, więc wiek osiągnął piękny.
Dlaczego w Polsce mówi się o wiekowych ludziach, ale dożył/yła pięknego wieku?
Nie wiem może dane będzie mi dożyć tego "pięknego" wieku i sama się przekonam
co w nim takiego uroczego jest.

Dobra to była dygresja, tak więc wiadomość o śmierci 101 latka by mnie nie
zastanowiła/zdziwiła, gdyby nie fakt, że ten pan miał siedem przeszczepów
serca i przeszczep nerek.
Hmm....
Prawdopodobnie twierdził, że dożyje do 200 urodzin, a po każdym przeszczepie
opowiadał, że czuł się pełny nowego życia.
Ostatni przeszczep serca przeszedł w zeszłym roku.
Musiał mieć jakąś dziwną "łatwość zgodności tkankowej" z dawcami,
albo w myśl zasady, że za pieniądze można wszystko znalazł nie wysychające
źródło "bezawaryjnych serc", a może trafił na wyprzedaż...

Muszę przyznać, że ta informacja mnie poraziła, zdaję sobie sobie sprawę,
że człowiek trudno godzi się z informacją o nieuniknionym fakcie jakim jest,
zagwarantowana każdemu śmierć, ale upór z jakim krezus trzymał się życia
kosztem innych ludzi zmusza do refleksji.
Ktoś oczekujący w kolejce nie dostał serca.
O chińskich więźniach skazanych na karę śmierci wolę nie myśleć.

Ktoś powie, zazdrościsz, gdybyś miała tyle pieniędzy i takie możliwości
to też byś korzystała...
Nie powiem tak i nie powiem nie, bo człowiek dopiero wie co by zrobił
kiedy staje w obliczu jakiegoś problemu, ale to nie zmienia faktu, że jestem
mocno zadziwiona, siedem serc, no, no....


Wczoraj natomiast zamach w Londynie.
Też śmierć tylko w innym kontekście.
Ktoś zabija siebie i niewinnego obcego człowieka w imię przekonań ideologicznych.
Fanatyczni wyznawcy ideologii politycznych i religijnych są zdolni do
zabijania niewinnych ludzi.
Bardzo się obawiam wszelkiej maści wyznawców, czyli ludzi bez refleksyjnych.

Wyznawać można wszystko religię, patriotyzm, ekologię, dietę, przepis na zdrowie,
przepis na życie i w imię tego wyznania chcieć narzucać drugiemu człowiekowi
swoje racje, a jak się nie da po dobroci to siłą, a jak się nie da siłą to pozostaje
przekonanie, że tylko eliminując inaczej myślącego urządzimy świat
wg własnego wyznania.

Gdzie jest ta magiczna linia po której przekroczeniu "wyznawca" zaczyna
posiadać taki stan umysłu, że należałoby zacząć go izolować od społeczeństwa?

Podam przykład śmieszny, chyba nie do końca, bo zaczęło się od tego,
że z niedowierzaniem obejrzałam materiał filmowy o pewnym radnym PiS
z miasta Szczecin, który w imię wyznawanego przez siebie patriotyzmu
i umiłowania Polskich barw narodowych protestuje przeciwko malowaniu
przejścia dla pieszych w biało czerwone pasy ?????????


Dla niego święte są kolory biały i czerwony w związku z tym żaden zwykły
człowiek nie powinien deptać tych barw przechodząc beztrosko przez
przejście dla pieszych.
Pan stwierdził, że będzie walczył aby kolor czerwony zamienić na pomarańczowy.

To wszystko byłoby śmieszne, głupie i irracjonalne, gdyby nie
kolejna informacja, że trwają prace nad zmianą naszych barw narodowych
tak żeby czerwony kolor na fladze był miej buraczkowy, a biały
mniej nasycony.

I ja się teraz pytam, jak będzie się czuła połowa polskiego społeczeństwa,
czyli męska część społeczeństwa dla której mniej buraczkowy kolor
wcale nie oznacza bardziej czerwonego, a biały kolor to biały i już.
Jako matka trzech synów, dwóch wnuków i żona jednego Wspaniałego
stwierdzam, że mężczyźni raczej widzą kolory wprost i nie widzą
żadnego amarantu, majtkowego różu, czy też innych pośrednich kolorów.
Dowód mam namacalny, oto guzik własnoręcznie przyszyty przez Wspaniałego
do koszuli.


Wielkość się zgadza, a odcień prawie taki sam....
Dobra nasi ideolodzy zmienią barwy na mniej buraczkowy w związku z tym trzeba
będzie wymienić wszystkie flagi w urzędach państwowych, ale i w domach
prywatnych, bo jeśli wywiesisz flagę bardziej buraczkową to "wyznawca"
może zaatakować Ciebie i flagę Twoją bardziej buraczkową też.

Może to co piszę nie przystoi w obliczu tragedii jaka się rozegrała wczoraj
w Londynie, jak się okazuje całkiem blisko nas.
(Mój średni potomek po przyjściu z pracy zameldował, że musi sprawdzić
czy wszyscy znajomi mieszkający w Londynie są cali i zdrowi - są).

Piszę o durnowatym problemie kolorów na fladze w kontekście ogromnej
londyńskiej tragedii gwoli ostrzeżenia.
Mam nie jaką obawę, że nasza obecna władza chce widzieć obywateli
jako patriotów - wyznawców.

Takie zabawy bardzo źle się kończą na razie są to tylko pocięte żyletką kurtki
ludzi demonstrujących inne poglądy w czasie miesięcznicy smoleńskiej


Jeśli jednak w kształtowanie "wyznawców" włączona zostanie szkoła czyli państwo
i system zacznie wychowywać młodych ludzi na "patriotycznych wyznawców" to
na żyletkach może się nie skończyć.

Mówimy o arabskich uchodźcach, fundamentalistach islamskich, że stanowią dla
nas zagrożenie, bo terroryzm, ale czy nie jest tak, że z każdego odpowiednio
religijno/patriotyczno ukształtowanego od dziecka człowieka może się wyłonić
terrorysta i to nasz rodzimy biały z jak najbardziej blond czupryną?

Smutno coraz smutniej żal niczemu nie winnych, złość na tych co winni.



                                                             Zadziwiona Kurodoma.

sobota, 11 marca 2017

Ludzie, kota głowa boli....



Tak wczoraj nasza/nie nasza kotka sąsiadka zareagowała na to co opowiadał
prezes jedynych i sprawiedliwych w TV.

W ostatnich dniach jakoś słabo idzie prezesowi.
Trochę jak mówiła moja babcia "zakałapućkał się".
To znaczy, że kręci się jak bąk, plączą mu się nóżki i nie bardzo
wie o co mu samemu chodzi.

Wielki strateg ogłosił Europie, że nie życzy sobie Donalda Tuska
widzieć w budynkach UE i zamiast niego ma być Saryusz - Wolski.
Tak ma być i już, bo jak nie to tupniemy nóżką i Europę zaboli.
Kogo zabolało? Myślę, że najbardziej wielkiego stratega.
Zdradzony późnym wieczorem przez Orbana (bez zdziwienia z mojej strony),
opuszczony przez państwa Grupy Wyszehradzkiej, opuścił Nowogrodzką
wkurzony strasznie co było widać i nieomalże czuć.
Nie powiem, żeby było mi go żal.

Na drugi dzień pani premier Szydło ogłosiła, że się obrażamy
i nie podpisujemy żadnych ustaleń w związku z tym usłyszała,
że zachowuje się dziecinnie i coś jeszcze w stylu, że kurek z pieniążkami
może zostać przykręcony.

Nieelegancko zachowali się przywódcy państw nie uznając kierowniczej
roli partii jedynej prawej i sprawiedliwej, której przywódca
wie jak zmienić Europę.
On wie jak wyprowadzić/wprowadzić Europę z kryzysu, żeby w końcu
tak jak pod jego rządami Polska zaczęła się reformować i wstawać z europejskich kolan.

Ten rysunek pewnie już gdzieś widzieliście, ale on jest tak prawdziwy,
że i śmieszy, i smuci w równym stopniu.



W ciągu tych ostatnich dni klęska goni klęskę.
Wielki strateg postanowił więc zebrać swój dwór i z wielkim bukietem kwiatów
(dzierżył największy bukiet, inni mieli stosownie mniejsze wiązanki) przywitać
na lotnisku wracającą z Brukseli "żelazną damę z broszką".
Wyglądało to żałośnie i mało przekonywująco tak samo jak słowa
prezesa o zwycięstwie pomimo oczywistej klęski.
Muszę przyznać, że Europa pokazała Jarosławowi Kaczyńskiemu
gdzie jest jego miejsce w szeregu.
Cytując prof. Bartoszewskiego "Dyplomatołki".
Nasza dyplomacja leży i nawet nie kwiczy...

Smutne jest to, że za te wygłupy zapłacimy my wszyscy, a nie ten
który zasłużył.

Muszę przyznać, że już wątpiłam czy UE będzie umiała trochę
poskromić naszego prezesa, ale okazało się że młyny UE mielą
powoli, ale konsekwentnie.
Paradoks całej sytuacji polega na tym, że kiedy już Kaczyński
myślał, że w wieloletniej potyczce z Tuskiem na polu bitwy
został on i rozbita opozycja to nagle okazuje się, że Donald Tusk
jest znów w grze i nie jest sam, ale stoi za nim zjednoczona
Europa.
W piątek obrady zaczęła Komisja Wenecka, oczywiście
polski rząd nie zamierza brać udziału w jej obradach.
Myślę, że pełzająco prezes zaczyna nas wyprowadzać z UE.

Przerażona kotka oraz bardziej zakrywa oczy i nie chce patrzeć
na to co się wyrabia...

Nie chciałam jej już bardziej dołować więc nie opowiedziałam jej o ministrze
"TFU" ochrony środowiska Szyszce, który swoją ustawą zezwalającą wycinać
drzewa w zasadzie kiedy, gdzie i jak kto chce uruchomił dziką wycinkę w całym
kraju, być może ten demotywator okaże się proroczy szczególnie w dużych
miastach.


Nie mówiłam jej też o  polowaniu ministra Szyszki na bażanty.
Polowaniu które polegało na wypuszczeni 500 sztuk ptaków prosto
pod lufy uradowanych myśliwych.
Za polowanie zapłacili sponsorzy, a może lepiej by zakupili maszynę
do wystrzeliwania rzutek?

Kocica załamana całkowicie, usłyszała na koniec dnia jak podczas
miesięcznicy smoleńskiej Jarosław Kaczyński mówi o jej ulubionych
sąsiadach Kurodomie/Frigance i Wspaniałym, że są "Łotrami".
Ludzie dajcie mi spokój, porządnego kota od tego wszystkiego boli głowa.



PS
Na pocieszenie powiem Wam, że Łotry czyli my cieszyliśmy się jak policyjne gwizdki,
kiedy Jurek Owsiak ogłosił, że WOŚP zebrała ponad 105 mln PLN.
Powiem tak, ta ogromna kwota zebrana w tym roku to niewątpliwa i jedyna udana
akcja jedynych i sprawiedliwych.
Ludzie zaczynają być mocno wkurzeni....

A kocica, jakby dzisiaj ma się psychicznie lepiej, siedzi u Łotrzycy czyli u mnie
za pazuchą i ma włączony traktorek.


A na Frigance piszę dlaczego nie zostanę Stewardessą.
                                                            Zadziwiona Kurodoma.

środa, 1 marca 2017

Ale popłynęłam....

W Polsce dzieje się to co się dzieje, jestem wkurzona
i zadziwiona, że podjęta próba przywrócenia znanego mi
świata słusznie minionego trwa w najlepsze.
Jak szybko Polacy się zorientują i zareagują czas pokaże.
Wkurza mnie, że zamiast patrzeć w przyszłość, nasi obecnie
rządzący zawracają "kijem Wisłę" odkręcają wszystko
co zostało zrobione przez poprzedników bo najlepiej żeby
 jak to bardzo trafnie spuentował  Robert Górski w 6 odcinku
 "Ucha prezesa" - "Żeby było jak było".


Tak naprawdę  mnie to nie dziwi, bo co nowego może wydumać człowiek,
który czyta w zasadzie tylko książki historyczne i wieczorami ogląda rodeo.
Może tylko patrzeć wstecz....

Ja też może bym chciała żeby było jak dawniej u mamy, ale
"to się już nie wrati, panie Hawranek" czy jakoś tak to było.
Idzie nowe i trzeba reagować.
Wokół różnych problemów toczących świat "rozwinięty" coraz
dotkliwiej zaczynamy odczuwać brak miejsc pracy.

Jestem jeszcze z pokolenia ludzi, którzy byli przekonani, że po osiągnięciu
nawet podstawowego wykształcenia i osiągnięciu pełnoletności
będą pracować, nasze dzieci będą się kształcić za darmo, będą jeździć
na darmowe kolonie, a nam zakład pracy będzie dokładał
do wakacji "pod gruszą".
Będzie nie za bogato, ale papier toaletowy sobie wystoimy,
zrobimy zapasy szamponu i mydła, jak się zatniemy to wystoimy
kawałek mięsa w mięsnym.
Jakoś będziemy żyli, praca zawsze się znajdzie.
Jeśli nam się uda to pojedziemy do "demoludów" na wycieczkę
coś sprzedamy, coś kupimy, dorobimy.

Początek mojego dorosłego życia faktycznie tak wyglądał.
Skończyłam studia.
Praca?
Proszę bardzo, bardzo proszę.
Tak jak nasi rodzice zaczynałam start w dorosłe życie w przekonaniu
o stałości świata, który mnie otaczał.
Nie trwało to długo, nagle się okazało, że trzeba było z socjalizmu
szybko znaleźć się w kapitalizmie, potem w gęstwinie przepisów
samoograniczającej się gospodarki rynkowej.
Świat zaczął przyspieszać, od świata czarno-białej rzeczywistości
do wirtualnego świata kolorowej TV w 3D.
Od kalkulatora do laptopa.

Czy wam też pani na lekcji plastyki kazała rysować
jak będzie wyglądał świat w 2000 roku?
I co rysowaliście jako dzieci?
Najczęściej były to latające samochody i bardzo wysokie domy,
czasami jakieś dziecko narysowało robota.
Najczęściej robot podawał człowiekowi śniadanie na tacy.

Wtedy realizacja tych wyobrażeń wydawała się taka odległa,
nierealna.
I proszę....

W Chińskiej fabryce 90% robotników zastąpiły roboty.
Japończycy na potęgę pracują nad robotami asystującymi
dla ludzi starszych, samotnych i niepełnosprawnych.
A autonomiczne samochody są prawie w zasięgu ręki...

Powoli, spełniają się fantazje z dzieciństwa roboty zaczną nas wyręczać
w pracy... zaraz, zaraz wyręczać czy zabierać nam pracę?
Oczywiście jeszcze nie ma robota, który wykafelkowałby
małą łazienkę, ale myślę, że to tylko kwestia czasu.

Bill Gates powiedział, że niedługo nastąpi czas, kiedy ludzi zaczną
masowo zastępować roboty w związku z tym należy się zastanowić
nad opodatkowaniem pracy robotów i w ten sposób zagwarantować
ludziom tzw pensję socjalną.
Coraz częściej w Europie można usłyszeć hasło "pensja socjalna".

Wychowano nas w przekonaniu, że najważniejsza dla społeczeństwa
jest tzw "zastępowalność pokoleń", czyli, że społeczeństwo
musi "wyprodukować" taką ilość potomstwa, żeby miał kto pracować
i płacić podatki na starość poprzedniego pokolenia.
A co jeśli nie będzie wystarczającej ilości miejsc pracy?
A co jeśli opodatkowane roboty będą wstanie zapewnić stabilny budżet państwa?
A co jeśli zgodzimy się na wypłacanie tzw "pensji socjalnej"?

Popłyńmy, pofantazjujmy.
Nadchodzi czas,  kiedy coraz więcej robotów jest zatrudnianych w miejsce ludzi.
Możemy założyć, że roboty zapracują na naszą "pensję socjalną",
będą produkować dobra, które człowiek będzie kupował za pieniądze
wypracowane przez maszyny.
Maszyny chwilowo sterowane jeszcze przez człowieka, zaczną z czasem
być sterowane/kierowane przez inteligentniejszą od nich maszynę/robota.
Z czasem człowiek stanie się zbędnym elementem/pasożytem,
a pasożyta trzeba się pozbyć.
"Bunt maszyn"?
Bardzo lubię taką zabawę w skojarzenia i w moich licznych rojeniach/fantazjach
mam też takie, że człowiek jest samo powielającym się ROBOTEM.
A może to my "ludzie" jesteśmy zbuntowanymi maszynami?
I znów krąg się zamyka, następny doskonalszy robot zastąpi nas psującą się
i psującą otoczenie prymitywniejszą maszynę?.....
 A może nasze pojęcie stwórcy jest z gruntu fałszywe i stwórcą nas, było
pokolenie prostszych od nas maszyn, może jesteśmy na początku
tworzenia następnego pokolenia doskonalszych "samo powielających się maszyn"?



Ale popłynęłam, płyńmy dalej...
Pojęcie "pensji socjalnej" coraz częściej pojawia w dyskusjach
szczególnie socjaldemokratów.
Oczywiście, każdemu człowiekowi wpaja się od dziecka przekonanie, że
bez pracy człowiek się degeneruje spacza i wypacza.
Ja też zostałam tak zaprogramowana, że kiedy słyszę, że ktoś chce dać
pieniądze komuś za niepracowanie to się burzę, ale...
Czy nie nadchodzi moment na refleksję - czy przy tym postępie nauki, techniki
ciężka ogłupiająca praca, którą może wykonać robot jest faktycznie
dobrodziejstwem dla człowieka?
Czy nie należałoby już zacząć się zastanawiać jak przestawiać społeczeństwa na "nowe".
Wydaje się że właśnie nadchodzi czas żeby zaczęli się wypowiadać
filozofowie futuryści.

Ale popłynęłam, płyńmy dalej.
Tak sobie fantazjowałam, przyszedł mój najstarszy potomek
i kiedy usłyszał o czym piszę na moje pytanie,
- Co ludzie będą robić jeśli w ciężkiej pracy zastąpią ich roboty?
Odpowiedział mi bez chwili wahania,
- Człowiek będzie mógł zwiedzać inne planety.
  Wiesz, tylko w naszej galaktyce jest ok 20 - 40 miliardów planet
   na których może być woda.
  (Właśnie NASA ogłosiła odkrycie 7 planet, jeszcze trochę jest
   do odkrycia, a ile do zwiedzenia).

W sumie to takie oczywiste jeśli człowiek wyzwoli się z etosu ciężkiej pracy
 i wyprostuje plecy, to w naturalny sposób spojrzy w rozgwieżdżone niebo.
- Wiesz, ale nadal będzie bariera szybkości przemieszczania.
   Kosmos to jednak oooooogromne odległości.
Potomek na to,
- Tak, pokonanie bariery szybkości, albo danie sobie większej ilości
   czasu, czyli dłuższe życie, albo taki statek kosmiczny na którym
   będą wędrować pokolenia jak Star - Trek.
   Mamo, a może my już żyjemy na takim statku kosmicznym o nazwie
   "Ziemia"?



Ale pojechaliśmy od narastającego braku miejsc pracy, przez zagadnienie
"pensji socjalnej" do gwiazd...
Myślę jednak, że w najbliższym czasie, ludzkość będzie musiała
się zmierzyć z narastającym problemem braku pracy dla wszystkich
chętnych.
Ja ciągle jestem w szoku, że za mojego życia ludzkość dokonała
takiego postępu technologicznego, możliwości wymiany informacji,
komunikacji....

W jaką stronę powędruje człowiek czy w stronę gwiazd, czy wojennej
samozagłady, a może jakiś wybuch wulkanu, trzęsienie ziemi, epidemia
albo inna klęska żywiołowa rozwiąże za nas te dylematy ?




                                                              Zadziwiona Kurodoma.