czwartek, 26 grudnia 2019

TO BE OR NOT TO BE - ciąg dalszy zderzenia ze służbą? zdrowia?

Wyszłam z diagnozą, raka trzustki trochę oszołomiona.
Wróciłam do domu i wrzuciłam papiery do szafki.
Jakoś nie dotarło do mnie, że powinnam się zacząć żegnać
z życiem.

Jestem mocno histeryczna i męczliwa dla otoczenia bo dość
szczera i jak mi coś dolega to się wkurzam i wkurzam, i męczę
siebie i innych.

Ale bo też lubię wiedzieć co mi jest.
Wspaniały jest bardziej racjonalny i zrównoważony, tak więc
zaczęły się poszukiwania.
Nie będę opisywać jak, ale doszliśmy do wniosku, że potrzebna
jest mi suplementacja i w miarę zdrowe odżywianie,
żeby odbudować florę bakteryjną w jelitach.

Kto ciekawy niech poczyta o "randapie", preparacie
chwastobójczym i jego wpływie na florę bakteryjną
naszych jelit.
Poczytajcie jak i do czego używają tego paskudztwa nasi rolnicy.
Można wdepnąć na fora rolnicze na których rolnicy
zachwycają się Randapem używanym do zasuszania zbóż przed
zbiorami i leją go bez ładu i składu.

Nutra drinki pomogły mi przetrwać najgorszy czas.
Wyniki krwi potwierdziły stan wygłodzenia tzw parametry krwi
siadły.
Ale markery nowotworowe trzustki były O.K.

Wspaniały poczytał, poanalizował i przekonał mnie do suplementacji
przede wszystkim jodem.
Potem doszedł magnez, cynk, selen, wit.C, wszystkie z grupy B itd.
Dobre probiotyki i prebiotyki.

Powoli zaczęłam coś jeść.
Nic surowego, wszystko gotowane, pieczone w wodzie, o dziwo nie szkodzi
mi tłuszcz, szkodzi mi wszystko co surowe.
Bezglutenowo
Zero cukru, zero owoców.
Mało nabiału, twaróg tylko domowy, jajka wiejskie itd.

Waga stanęła w miejscu, po mału zaczęłam się przyzwyczajać
do innego sposobu jedzenia.

Bezglutenowo jadłam już od pewnego czasu, ciasta piekę bezglutenowe
z pomijalną ilością cukru.

Jakoś funkcjonuję, jeżdżę na rowerze, w zasadzie jest mi w miarę dobrze.
Od czasu do czasu miewam słabsze dni, zaczynam bekać i nie moge jeść,
ale trójca "verdin, laktoferyna i espumisan w saszetkach" pomagają doraźnie.

Tak mija mi 2017 i 2018 rok.
O raku nie myślę.

W 2019 roku w marcu zaczyna mnie pobolewać po lewej stronie
pod żebrami coś jak kolka po szybkim biegu.
Zaczynam myśleć, a może lekarze mieli rację i obliczyli mnie na dwa lata?

Wyciagam papiery i idę do rodzinnego.
Pokazuję mu papiery i mówię:
- napisali mi, że mam raka, zaczyna mnie pobolewać potrzebuje skierowanie
  bo mijają dwa lata i nie bardzo wiem czy obstalować urnę, czy pisac testament?
Pan rodzinny odpowiada mi:
- No tak ma pani raka, to wypisze skierowanie do gastrologa, i do szpitala,
  i zobaczy pani gdzie panią prędzej przyjmą.

Podziękowałam i wyszłam.
Jest październik 2019 roku dzwonię do rejestracji Akademii Medycznej,
mówię, że mam skierowanie do gastrologa okazuje się, że najbliższy termin wizyty
to kwiecień 2020 roku.
W lekkim szoku się zgadzam.

Po paru dniach myślenia stwierdzam, że źle zagrałam, dzwonię ponownie
i mówię, że mam nowotwór złośliwy trzustki,boli mnie i nie moge czekać.
Pani mnie rejestruje na 20 grudnia to chyba lepiej.

Pomału zaczynam wierzyć w tego raka.
Pomału zaczynam się programować na raka, gdzieś przeczytałam, że
lakarze programują nas na raka określając nawet łagodne guzy
jako nowotwór.
Myślę sobie zwariuję, idę zrobię sobie chociaż usg jamy brzusznej,
tak dla spokojności.

Pani doktor od usg mówię, że rak itd pokazuje papiery, a ona do mnie
w ten deseń " oni teraz wszystkim tak piszą, a potem się zastanawiają
co dalej".

Zaniemówiłam.
Pani doktor ogląda moją trzustkę nieszczęsną i mówi wszystko jest jak było
nic się nie dzieje gorzej, jest jak było dwa lata temu.

Czekam więc na wizytę w AM u specjalisty od trzustki.
W miedzy czasie robię wyniki bo robi mi sie grzyb na języku
taki jak po kuracji antybiotykiem okazało sie, że spadają mi limfocyty, czyli
mój organizm walczy z jakimś stanem zapalnym.

Idę do mojego rodzinnego, pokazuje wyniki, mówię o grzybie,
zagaduje czy to ten rak.
A on do mnie mówi tak:
- dziewczynka jest wśród żywych to znaczy, że to nie złośliwe,
  a grzyb to nie wiadomo od czego.
Przypisał mi tabletki, dał skierowanie na badanie i tyle.

Wyszłam skołowana i ....w sumie to on ma racje PRZECIEŻ MNIE BY JUŻ NIE BYŁO.

Przecież ja wiem, że medycyna to nie matematyka, ale przecież rezonans,
tomograf, usg, badania krwi...i co....
                                                       
                                                           "TO BE OR NOT TO BE
                                                          THAT IS THE QUESTION"

                                                         "BYĆ ALBO NIE BYĆ
                                                           O TO JEST PYTANIE?"

No oczywiście jak dla mnie odpowiedź jest jedna "być".
Dobra idę ja dwudziestego grudnia do AM.
Siadam grzecznie w poczekalni, akurat w przychodni gastrologicznej
nie zapisują na godzinę tylko kto pierwszy ten lepszy, więc się siedzi
i czeka kilka godzin.
Dosiadł się do mnie jeden pan pacjent i zaczął mi opowiadać o wszystkich swoich
dolegliwościach.
Dowiedziałam się o jego prostacie, bajpasach, chorym kręgosłupie,
usuniętej nerce, a nawet ostrodze piętowej.

(Właśnie przyszedł Wspaniały i powiedział, że prawdziwy pisarz
powinien palić podczas pisania.
Ja na to taaaaak powinnam palić marichuanę to może bym więcej zrozumiała).

Ale ja nie o tym, tak więc pan pacjent opowiedział mi o wszystkim
i na końcu pokazał mi identyczną jak moja kartę DILO  z identyczną
diagnozą "nowotwór trzonu trzustki".
Potem obejrzałam jego wyniki rezonansu identyczne jak moje.
Różnica polegała na tym, że pan uwierzył w swojego raka i od ośmiu
miesięcy pił jakieś zioła za które płacił 170 PLN za dwa tygodnie kuracji.
Bardzo był ciekawy czy pan doktor zobaczy różnice w jego raku in plus
czy in minus....Bareja!!!!

Wkońcu moja kolej.
Dobra wchodzę.
Kładę papiery na stół i mówię, że zgłaszam
się po dwóch latach do kontroli z moim rakiem.
Pan doktor nie odzywa się do mnie, ogląda wyniki, czyta diagnozę.
W końcu w zupełnej ciszy wypisuje mi skierowanie na rezonans.
Ja nie śmiało mówię/zagajam tylko nie w styczniu bo 3 stycznia mam poważną
operację na coś innego i nie mogę.
I wtedy pan doktor raczył się roześmiać i mówi, niech pani nie myśli,
że badnie będzie tak prędko.

Zatkało mnie, ale dzielnie zadaję pytanie:
- panie doktorze mam diagnozę, że rak o tu pisze nowotwór złośliwy....
A pan doktor na to mówi tak:
- nie wiem kto to pani napisał, gdyby pani miała raka trzustki to by
  pani już nie żyła, poprostu komuś się omsknął palec.
  To co pani ma może doprowadzić do degeneracji narządu, ale
   na razie będzie pani żyć.
- panie doktorze, ale ja nie nie mogę czasami jeść.
Wzruszenie ramion i tekst
- ja jestem od trzustki.

KURTYNA OPADŁA, KOBIETA KURODOMA OSŁABŁA....

Wyszłam z gabinetu i zaczęłam się śmiać.

Poszłam zarejstrować się na badanie rezonansem, pani w rejestracji powiedziała,
że będzie dzwonić bo na ten teraz to ona nie ma terminów.
Zadzwoniła 23 grudnia, termin mam na październik 2020roku,
na zwykły rezonans bo przecież nie mam raka bo gdybym miała
to po dwóch latach juz bym nie żyła.

GENIALNE.

To po co kosztowne badania, wystarczy pacjentowi napisać, że ma raka
złośliwego i kazać mu przyjść za dwa lata, jak przeżyje to znaczy, że nie ma raka,
jak nie przyjdzie to znaczy, że diagnoza była trafna i rak był.
Kolejek nie będzie, słuzba? zdrowia? stanieje.

TRZYMAJCIE MNIE BO NIE WYTRZYMAM

Dobra jeden temat zdrowotny chwilowo zawieszam na kołku bo co mam zrobić.
Jest, albo nie jest i już.

Drugi temat zdrowotny spróbuję rozwiązać trzeciego stycznia operacją.
Proszę o dobre myśli.
Mam nadzieje, że pan doktor od tej sprawy się spisze, (nie mam wyjścia muszę
zawierzyć) i szybko dojdę do siebie.

Nadmienię, że gdybym robiła operację na  NFZ to operacja by była
za pół roku i dochodziłabym do pełnej sprawności kolejne
pół roku, za pieniądze natomiast czekam na operacje trzy tygodnie,
a dochodzić do siebie mam miesiąc.
Jak będzie czas pokaże.




                                                                   Przerażona Kurodoma.

PS.
Nie dawno sie dowiedziałam, że lekarze boją się wypisywać karty Dilo
bo jeśli okaże się, że pacjent nie ma raka to ocho, ho, dużo nieprzyjemności.
U nas w przychodni jest wywieszona kartka z informacją , że tylko wymienieni z nazwiska
lekarze mają prawo wystawiać takie karty,
Pewnie chodzi o to, że pacjenci chcą się szybciej przebadać i naciskaja na wystawianie
kart dilo. 
Ja też naciskałam i się doigrałam.   

          


poniedziałek, 23 grudnia 2019

Matrix? Kafka? Bareja? czyli mocarne zderzenie ze służbą?- zdrowia?

Nie wiem jak opisać to co mi się przytrafiło "zdrowotnie" i trafia od ponad
dwóch lat.

Musze to opisać, bo sama nie wierzę  w to co przeżyłam i przeżywam.

Trochę pisałam na blogu jak to mój żołądek w 2017 roku odmówił współpracy
i przeszedł w stan niespokojnego spoczynku.
Nie chciał trawić, objawy były dziwne.
Wyobraźcie sobie osobę w wieku mocno balzakowskim
bekającą non stop, bekanie było nie do opanowania.
Nie mogłam jeść, nie mogłam nic podnosić, słabłam,
chudłam.
W ciągu dwóch miesięcy schudłam 27 kilo.
Doszło do tego, że nawet pić nie mogłam.
Mój żołądek był jak balon., pełen nie wiem czego
bo na jedzenie nie było miejsca.

Zaliczyłam kilku lekarzy na NFZ i kilku prywatnie.
Diagnoza początkowa "jelito drażliwe".
Oczywiście leki zobojetniające soki żołądkowe, psychotropy,
propozycja wizyty u psychologa - bo pani podczas jedzenia
połyka powietrze i stąd to bekanie/odbijanie.....

SEN WARIATA......

Trzeci miesiąc niejedzenia, przechodzę na nutra drinki
i prywatne badania - usg, gastroskopia, tomograf.
Prywatnie bo przecież żaden lekarz nie widzi potrzeby
dokładniejszych badań.

Po prywatnym tomografie wychodzi "coś" na trzustce i wątrobie.
W między czasie ląduję na ostrym dyżurze w szpitalu, bekam, chodzę
po ścianach.
Zapewniam lekarza, że nie udaję o dziwo uwierzył mi.
Lekarz dyżurny przytomnie proponuje żebym poszła do rodzinnego
i zarządała karty DILO bo to przyspieszy diagnostykę.
(karta DILO - podejrzenie nowotworu i prawo do szybszych
terminów).

Ledwo sie dowlokłam do rodzinnego.
Mówię, że umieram i że potrzebuję badań i diagnozy.
Rodzinny twierdzi, że... cytuję "to nie w żołądku, to u dziewczynki
w głowie).
Nosz jak go lubię tak w jednej chwili myślałam, że go uduszę.
Ledwo siedzę, ale nie ustepuję, w końcu wymuszam wypisanie
karty DILO.
Pan doktor sie trochę na mnie obraził.

Mam DILO.
Zapisuję się do specjalisty w Akademi Medycznej, czekam dwa tygodnie
na wizytę.
Po odsiedzeniu pięciu godzin, wchodzę - lekarz daje mi skierowanie
na rezonans w miarę szybko.
Nie pyta mnie o objawy, nie rozmawia ze mną tylko pisze, pisze, pisze.

Nieśmiało sugeruję, że może to co ja mam to "SIBO",
czyli:
SIBO – small intestinal bacterial overgrowth) to grupa objawów klinicznych, spowodowanych nadmiernym rozrostem flory bakteryjnej w obrębie jelita cienkiego.

(Skąd ta informacja? Oczywiście więcej leżąc niż chodząc zaczęłam
pytać doktora Google i tak mi z objawów wychodziło.)

Pan Doktor dalej nie pyta mnie o objawy tylko mówi, że może mam SIBO
i wali mi nowoczesny antybiotyk, a raczej trzy antybiotyki w dużej dawce
w jednej tabletce.
Nie, nie nie mówi jaka dieta czy coś.
O.K.
Biorę ten cudowny antybiotyk, ale po trzech dniach zaczynam podwójnie widzieć,
ląduję w przychodni, mówię, że w skutkach ubocznych piszą o podwójnym
widzeniu, ale pan doktor stwierdza, że to ciśnienie.
Dobra niech mu będzie sama odstawiam antybiotyk.

Idę na tomograf, mam wynik.
Pan specjalista doktor w Akademii ogląda wynik i mówi:
"za dużo u pani tego wszystkiego trzeba zrobić rezonans ze specjalnym
kontrastem."

O.K.
Trzy dni w szpitalu w między czasie strajk rezydentów, popieram.
Po trzech dniach wychodzę, po tygodniu zgłaszam się po wynik
badania i ........dostaję rozpoznanie


Rozmowa z lekarzem odbywa się na korytarzu oddziału szpitalnego.
Pytam się co dalej i czy ja mam tego raka, czy nie mam?
No wiecie trochę taka diagnoza człowieka rąbie po głowie.

Pan doktor mówi, że mam żyć, myśleć pozytywnie i przyjść
za dwa lata do kontroli.
Szczęka mi opada, ale co ja mogę, co ja mam o tym myśleć?

No dobra, panie doktorze, ale ja nie mogę jeść, nic nie mogę podnosić, dźwigać bo
KUWAAAAAMAĆ bekam i żołądek mam w gardle.
Na to pan doktor mi mówi - to niech pani nie dźwiga....

Nie nie będę przeklinać, nie będę, nie będę....

Nosz wychodzę z tym moim rakiem  i zaczynam żyć w nowej rzeczywistości....
Tylko, że ja jestem jak ten słonecznik, nie dopuszczam pewnych
rzeczy do świadomości, ja przecież nie czuję się na raka....


Napięcie rośnie, ciąg dalszy jutro... albo pojutrze bo jutro wigilia.
Tak więc życzę spełnienia się wszystkich Życzeń które dotąd się
nie spełniły.

A przede wszystkim zdrowia, bo "szlachetne zdrowie nikt sie nie dowie
i tak dalej, dalej..."
Lubię Was wszystkich tak rzadko to sobie mówimy w dzisiejszych czasach.

                                               Oszołomiona Kurodoma.

PS
A magia świąt kto chce niech poczyta na Frigance.




wtorek, 1 października 2019

Mam dzisiaj bardzo dobry dzień i uśmiecham się....


Ludzie, ludzie dzieje się....




Słuchajcie, wspierajcie, nie zgadzajcie się, zgadzajcie się, dyskutujcie,
udostępniajcie, propagujcie, "nieście dobrą nowinę."

To nasze własne, za nasze i dla nas.
Nie wiem co będzie, ale chcę wierzyć, że się uda.
To chyba najważniejsza inicjatywa na powybory.


                              Bardzo zadowolona Kurodoma.

Ps
Na gorąco. Fajnie graja, optymistycznie gadają, pierwsze koty za płoty.
Teraz do 15.00 tylko muzyka. Podglądać co się dzieje w studiu (bez głosu)
można you tube.

Czekam na godzinę 15.00.
Będę słuchać.

I TO WSZYSTKO SIĘ ZADZIAŁO W MOJE IMIENINY


piątek, 2 sierpnia 2019

Robacy do roboty......


Ten rysunek mówi o tym jak się czuję jako obywatelka kraju gdzie pietruszka
dojrzewa, a czuje się o tak:



Tak moi drodzy robacy do roboty, trzeba zarobić na panów z PiS
cytując klasyczkę



Bo przecież im się należało, należy i prawdopodobnie będzie należało.
Marszałek Kuchciński może już całkiem na legalu latać z rodziną
i nie tylko, samolotami i helikopterami, zamawiać owoce morza
dla kancelarii, no w końcu za ciężką pracę się należy.

Robacy do roboty...
Robacy zarobią to
Dorzuci się tym co nie pracują, a dostarczają nowych podatników.
Dorzuci się ojczulkowi dyrektorowi bo on się odwdzięczy
głosami poparcia braci radiomaryjnej.
Dorzuci się kościołowi bo z ambon popłynie słowo poparcia.
Dorzuci się emerytowi, bo to potężna armia wyborców.
Kupić, przekupić, okłamać, zastraszyć, postraszyć.

LGBT nie mogę o tym pisać, bo bywam Kasandrą i czasem
moje przeczucia się sprawdzają, jest źle, a będzie bardzo krwawo.

Tak bardzo kibicuję temu projektowi:


Wiem, że jest kontrowersyjny, bezkompromisowy, czasem niepoprawny,
czasem denerwujący, ale niech mu się uda.

                                      Kurodoma - Robak.



sobota, 20 lipca 2019

Wkurzona, żeby nie powiedzieć dosadniej w_ _ _ _ _ _ _a !

Włączam rano radio Tok i słuchając "Poranka w toku" cytuję
na głos Pana Waldemara Kuczyńskiego, który na swoim
TT napisał tak:

"Słucham poranka w TOK -FM i nieodparcie nasuwa mi się wniosek,
że najgorszy wróg nie odbierze nadziei opozycji,
bardziej, jak dziennikarscy sympatycy."

Sympatyczni, wydawałoby się, że obiektywni dziennikarze
dyskutują codziennie rano o tym jaka ta opozycja jest
powolna, niekumata, rozmamłana, nie skuteczna.
Jaki ten Schetyna nie medialny, nie wizualny bez 
charyzmy, bez pomysłu, bez czegoś tam tego i innego.
A w ogóle to opozycja jest bez szans bo PiS konsEkwentnie
i profesjonalnie robi swoje.

Nosz panie i panowie, a może chociaż jedno dobre słowo,
przez godzinę opowiadacie o słabości opozycji,
oceniacie, doradzacie z troską, a w podsumowaniu
stwierdzacie, że co by ta opozycja nie zrobiła
to i tak nie wygra.

I jak mam się czuć ja "wyborca nie pisu".
Po wysłuchaniu dziennikarzy jeszcze nie "spolonizowanych"
mediów dochodzę do wniosku, że mój "nie pisowski głos"
nie ma żadnego znaczenia bo PiS już wygrał.
Po co mamy iść na wybory przecież wszystko
jest już wiadome i przesądzone - wygra PiS.

PiS nie musi "spisiać" mediów prywatnych one same
już się "spisiły".

Państwo dziennikarze wasz fałszywy i wbrew pozorom
pełen hipokryzji symetryzm doprowadzi do tego,
że PiS nadchodzące wybory wygra.

Zastanawiam się czy to koniunkturalizm czy niedobór
instynktu samozachowawczego, czy polecenie z góry,
czy już sama nie wiem czego brak?

Myślcie o tym co mówicie pracujecie słowem,
wasze słowa maja znaczenie!!!!!!!!!!





                                            Wkurzona o jak wkurzona  Kurodoma!


niedziela, 7 lipca 2019

Czas odlotów (...)

Gdy miałam naście lat...
Uczyłam się grać...
Wieczory poezji i nikt nam nie kazał...
Marzyłam...
Słuchałam...
Poezja...
Elegancja...
Delikatność...








                                                            Refleksyjna Kurodoma

piątek, 28 czerwca 2019

No muszę....

Wczoraj zrobiłam to zdjęcie z mola w Brzeźnie.


Dojechaliśmy około godziny osiemnastej.
Plaża pełna ludzi.
Ludzie się kąpią.

Widzę taki obrazek.
15-20 metrów od brzegu w wodzie po uda stoi pan z małym
dzieckiem na rękach, 5-10 metrów od niego próbują pływać
dwaj około dziewięcioletni chłopcy.
Oczywiście chłopców ponosi brawura, rzucają się na wodę, nurkują.

Zamarłam, powiedzcie mi co zrobi mężczyzna z dzieckiem na ręku jeśli
któryś z chłopców nagle straci grunt pod nogami, albo nie wypłynie
po zanurkowaniu?
Rzuci małe dziecko do wody i rzuci się na ratunek starszemu ?
Brak wyobraźni, głupota????
Ludzie to jest morze, w jednym miejscu jest płytko za metr może
być głęboko.

Co lato od najmłodszych lat wyjeżdżałam z rodzicami nad
jezioro.
Do wody można było wejść tylko wtedy, kiedy na brzegu
stał umiejący pływać obserwator z kołem ratunkowym.

Jestem nauczona, że na kapiące się dzieci, ale i dorosłych trzeba
patrzeć bez przerwy, nie można czytać, opalać się, odwracać
wzroku w drugą stronę nawet na moment.

Dorośli zawsze powtarzali "z wodą nie ma żartów",
wystarczy moment...

Dzisiaj czytam w wiadomościach, że w tym samym
miejscu koło mola w Brzeżnie zaginęło dwóch
chłopców, wyłowiono jednego nie żyje, drugiego nie odnaleziono...



                                                                    Kurodoma.


czwartek, 27 czerwca 2019

Delikatna materia prawna - nie bo nie.

Środowiska prawnicze apelują do prezydenta, żeby zawetował
pisowską nowelizację kodeksu karnego.

Nowelizacja generalnie polega na "usurowieniu" kar.
Legislator raczył był wprowadzić między innymi karę dożywocia bez prawa
do ubiegania się o prawo do  zwolnienia nawet po 25 latach odsiadki.
Lud się ucieszył z tego i tak łagodnego proponowanego wyroku dla
zwyrodnialców nie zasługujących na miano człowieka.
Przecież konserwatywno-prawocowo-patriotyczny-katolik chciałby
przywrócenia kary śmierci najlepiej wykonywanej publicznie,
tak żeby karany cierpiał , bo w końcu w biblii napisano
"oko za oko, ząb za ząb".
(Byłam we wczesnej młodości w pomieszczeniu gdzie
 wykonywano kary śmierci, pamiętam do dziś, jestem
 przeciwko karze śmierci, chociażby ze względu
 na pomyłki sądowe).

Były? Nie, są na ziemi miejsca gdzie sprawiedliwość
oddana jest w ręce ludu.
Po ostatnich obrazkach jakie zaserwowała nam polska policja, patrz:
zatrzymanie Jakuba A. domniemanego mordercy dziesięciolatki.
Niech mi ktoś "lewaczce z wąsami" wytłumaczy jaki efekt miało
wywołać upublicznienie z zatrzymania podejrzanego?
Czy chodziło o podburzenie tłumu.
Przerażający był widok ludzi stojących pod prokuraturą.
Kto to był?
Ciekawscy, czy ludzie gotowi do samosądu.
Z resztą próba samosądu przy użyciu koktajlu mołotowa
się odbyła, bo przed aresztowaniem sprawcy policja
odwiedziła dwóch innych mężczyzn z miejscowości ofiary.
Ktoś rzucił butelką z benzyną w ich dom bo jak się tłumaczył
ma w rodzinie taką dziesięciolatkę i emocje wzięły górę.

Butelka z benzyną, kamienie.....ludowa sprawiedliwość
to ostatnie czego nam trzeba.
Rządzący uważają, że zapanują nad tłumem jeszcze
się taki nie urodził - nie prowokujcie, posłuchają? Nie sądzę.

Kolejny przykład to najnowszy wyrok TK w sprawie
przepisu na podstawie którego skazano łódzkiego drukarza
za odmowę wykonania usługi wydrukowania plakatu LGTB.

TK stwierdził, że ta część z przepisu kodeksu wykroczeń
w brzmieniu:
 „kto bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia,
 do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny”. 
JEST NIE KONSTYTUCYJNA.

Niby O.K.
Kto nie pracował w usługach ten nie wie jak to jest,
kiedy klient oskarża cię o to, że jesteś złodziejem
i jednocześnie żąda od ciebie uprzejmości, gotowości
wykonania usługi.
Ten przepis miał umożliwiać usługodawcy możliwość
odmowy wykonania usługi po podaniu uzasadnionej
przyczyny.

Co oznacza ten wyrok?
Wg TK ustami sędziego Muszyńskiego pozwala na równość
podmiotów zawierających umowę świadczenia usług,
wg niego ten przepis stanowił  nadmierną ingerencję państwa
w wolność jednostki.
Wg zdania odrębnego sędziego Kieresa, usunięcie tego
przepisu osłabi i tak niedoskonały system obrony
osób dyskryminowanych.

Wąsaci lewacy wiedzą, że po usunięciu tego przepisu
"hulaj dusza piekła nie ma ".
Jak było?
Nie wykonam usługi ponieważ uważam że....
Następnie sąd oceniał czy odmowa była uzasadniona.
Niedoskonały przepis, ale jakoś chronił usługobiorcę.

Jak może być teraz?
"Nie obsłużę, nie bo nie".
Możesz iść do sądu cywilnego i wykazać,
że ponieważ pan nie sprzedał ci butów bo masz nagniotka
na dużym palcu, a nie na małym i w związku z tym
poszedłeś na bosaka i zraniłeś się w stopę, i miałeś zakażenie,
a pan powie nie to nie prawda - nie sprzedałem - bo nie ma
przepisu, że muszę uzasadnić odmowę.

I to by było nawet zabawne gdyby nie to, że za chwilę
nie sprzedadzą mi leku bo pani aptekarka uważa, że rumianek
lub zdrowaśka lepiej leczy, a tak w ogóle to ona nie musi
uzasadniać odmowy sprzedaży bo paragrafu na odmowę
bez uzasadnienia nie ma...

A tej pani nie sprzedam pączka bo ma zielone włosy, ale jej nie powiem
dlaczego nie sprzedam bo nie muszę TK tak powiedział - nie bo nie.

A tego dziecka nie przyjmę do przedszkola bo tata mało przystojny,
ale nie powiem dlaczego nie przyjmę bo nie muszę uzasadniać, nie bo nie.

Przesadzam, nie znam się?
O.K.
Pewnie w najbliższym czasie się przekonamy i jestem pewna,
że wyjdzie na moje.
Grzebanie w przepisach prawa na szybko bez przemyślenia konsekwencji
kończy się tragediami ludzkimi.

Żonglowanie emocjami ludzkimi i szczucie jednych na drugich
przy pomocy przepisów prawa to sposób tej władzy na utrzymanie
władzy, lud potrzebuje chleba i igrzysk.
500+/chleb jego działanie już trochę osłabło, teraz czas
na igrzyska/wywlekany w majtkach zbrodniarz.

A jak to się skończy?



                                                            Kurodoma.



                                         

poniedziałek, 27 maja 2019

Emocje kontra rozum - rozum kontra emocje....

Najpierw emocje:
Oooooooooo żesz w mordę, jak to może być, że Polacy
po raz kolejny oddają w ręce JEDNEGO CZŁOWIEKA,
powtarzam JEDNEGO CZŁOWIEKA swoje prawa
do życia w państwie demokratycznym.
Ludzie z każdymi wyborami legimityzujecie DYKTATORA.
Nikt jeszcze nie wymyślił lepszego ustroju niż niedoskonała,
kulawa, momentami zniechęcająca, kłótliwa DEMOKRACJA.
Mogłabym jojczyć długo i soczyście, ale dość.

Teraz rozum:
Całkiem niedawno tak sobie pomyślałam, że PiS powinien
wygrać jesienne wybory dla naszego wspólnego dobra.
Powinien wygrać, ale z jednym zastrzeżeniem nie może wygrać
większości konstytucyjnej bo to grozi odebraniem nam
wolności obywatelskich na lata.
Powinien wygrać, żeby skonsumować kryzys gospodarczy,
który nadchodzi wielkimi krokami.
Niezależni ekonomiści oceniają, że za jakieś półtora roku
czeka nas tąpnięcie i jeżeli w tym momencie siły prodemokratyczne
przejmą władzę w Polsce to w wyborach w 2023 roku mamy jak w banku
wygraną ugrupowań nacjonalistycznych, skrajnie prawicowych,
oszołomstwa wszelkiej maści itp.

W młodości cnota "cierpliwości" nie była mi dana.
Musiałam mieć wszystko zaraz już na ten tychmiast.
Z wiekiem przychodzi cierpliwość.
Wyciszają się emocje, rozum bierze górę.

W całej tej gównianej sytuacji my malutcy możemy
tylko "robić swoje".
To znaczy, konsekwentnie z uporem maniaka jak czołg
chodzić na wybory, mówić swoje - w miarę możliwości
ostrzegać, przestrzegać, tłumaczyć, przekonywać i wskazywać
bez gwarancji sukcesu, ale z nadzieją...

Róbmy swoje
Raz Noe wypił wina dzban
I rzekł do synów: Oto
Przecieki z samej Góry mam-
Chłopaki, idzie potop!
Widoki nasze marne są
I dola przesądzona,
Rozdzieram oto szatę swą-
Chłopaki, jest już po nas!
A jeden z synów- zresztą Cham-
Rzekł: Taką tacie radę dam:
Róbmy swoje!
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje!
Póki jeszcze ciut się chce,
Skromniutko, ot, na własną miarkę
Zmajstrujmy coś, chociażby arkę! Tatusiu:
Róbmy swoje! Róbmy swoje!
Może to coś da- kto wie?
Raz króla spotkał Kolumb Krzyś,
A król mu rzekł: Kolumbie,
Pruj do lekarza jeszcze dziś,
Nim legniesz w katakumbie!
Nieciekaw jestem, co kto truć
Na twoim chce pogrzebie,
Palenie rzuć, pływanie rzuć
I zacznij dbać o siebie!
A Kolumb skłonił się jak paź,
Po cichu tak pomyślał zaś:
Róbmy swoje!
Pewne jest to jedno, że
Róbmy


                            Refleksyjna, ale dziwnie spokojna Kurodoma.


poniedziałek, 18 marca 2019

Bierz go - gryź, a najlepiej zagryź...




Tak rozumiem ją, bo ja tak mam staję na brzegu morza, a staję często
bo mam blisko i myślę o co chodzi, o co chodzi w państwie duńskim.

Nie mogę jeszcze uwierzyć w śmierć Pawła Adamowicza, no nie mogę
chociaż to musiało się wydarzyć i to się jeszcze wydarzy...

Moim psem wczesnego dzieciństwa była Diana.


Tata miał ambicję i cierpliwość w tresurze.
Diana umiała dużo, między innymi reagowała na szczucie.
Tata mówił "ksa" wskazywał obiekt i pies reagował, nie nauczył
jej tylko jednego, gryzienia.
Na okrzyk "ksa" zrywała się biegła do "ofiary" i siadała na przeciw
jak by chciała powiedzieć "pogadaj ze mną"...

Diana była dużym psem i często opierając się o parapet w kuchni
wyglądała przez okno.
Często dzieciaki z okolicy dokuczały jej, drażnili ją, bywało,
że rzucali patykami.
Przyznam się, że byłam świadkiem sceny, kiedy tata poszczuł
chłopaków psem.
Wiem to niedopuszczalne i bez usprawiedliwienia pies duży,
nie szkodzi, że w kagańcu, dzieci nie wolno straszyć i już.
Jednak stało się, tata psa poszczuł, pies wystartował, zagonił dzieci
do rogu domu i..... usiadł na przeciwko z wyrazem mordy
"no pogłaszczcie mnie".
Chłopaki pogłaskali/oswoili i od tego czasu nikt już psa nie denerwował.


Czym się różni człowiek od psa, tym, że pies na 99% procent posłucha,
kiedy przewodnik powie zostaw, a człowiek kiedy się go poszczuje
na innego - na hasło "zostaw" może nie posłuchać.

Nasz wódz raczy szczuć na "gorszy sort" do którego zalicza każdego
kto nie zgadza się z nim, czyli z naczelnikiem Polski.
W wyniku szczucia, a jak ktoś chce łagodniej to krytyki, a jak ktoś chce
jeszcze łagodniej merytorycznej walki politycznej zginął
człowiek z rąk innego człowieka.
Nie będzie końca szczucia, zaczyna się kampania wyborcza,
której podstawą jest szczucie.
Teraz ofiarą są ludzie ze środowisk LGTB.
Szczujecie na ludzi, których jeszcze łatwiej zaatakować,
pobić, zaszczuć, zadręczyć.
Szczególnie obrzydliwa jest próba zrównania homoseksualizmu
z pedofilią.
Przez lata nie odkręcimy w umysłach niektórych ludzi tego kłamstwa.
Jest kwestią czasu to, że poszczuci ludzie zrobią krzywdę innym
niewinnym ludziom.
Oni na hasło "zostaw" nie zareagują.

A żeby nie było tak smutno posłuchajcie tego i poszukajcie ich na fejsie.


I jeszcze "Historia przyczepy"



W tych smutnych czasach dobrze, że oni są...

                                         Zasmucona Kurodoma.