sobota, 14 listopada 2015

Dron kat czy ratownik?

ABC News "Dżihadi John" nie żyje.
Jeden z najbardziej poszukiwanych terrorystów
państwa islamskiego (specjalnie piszę z małej litery - chociaż tyle mogę),
zginął podczas ataku lotnictwa USA.
Terrorystę namierzył dron, cel został zlikwidowany.
Muszę się zmierzyć z tematem.
Niby słuszna decyzja facet który podrzyna gardło
bezbronnym zakładnikom jest psychopatą, zbrodniarzem
i zasługuje na eliminację.
Tylko świadomość, że coraz łatwiej przy pomocy drona/maszyny
namierzyć pojedynczego człowieka i go zlikwidować, wywołuje
u mnie dreszcz niepokoju i nie wygody.
Rozumiem jest procedura, ktoś podejmuje decyzję no właśnie.
Patrząc na nasze podwórko jak łatwo w gruncie rzeczy przejąć
demokratycznie pełnię władzy w kraju.
Jaką mamy pewność, że do władzy nie dorwie się jakiś psychopata,
który w imię swojej racji i oceny pokieruje dronem i pozbędzie się
kogoś bez rozprawy sądowej i ogłoszonego wyroku.
Wspaniały stwierdził, że u nas przecież nie ma kary śmierci.
Jak się ma większość wszystko jest do zrobienia.
Byłam w czasach kiedy w Polsce zasądzano i wykonywano jeszcze
karę śmierci w więzieniu, w pomieszczeniu gdzie wykonywano
wyroki śmierci przez powieszenie.
Do dzisiaj zapamiętałam ten widok, a wierzcie chciałabym zapomnieć.
Z jednej strony świadomość, że ktoś kto ma władzę, ma stadko dronów
i może je wypuścić w zasadzie w imię i dla dobra na każdego - przeraża.
Z drugiej strony świadomość, że ten konkretny terrorysta nie skrzywdzi
już nikogo jest pocieszająca.
Wiem w życiu nic nie jest tak do końca czarno - białe, ale palec na dzwonku
alarmowym warto trzymać, a oczy mieć dookoła głowy.

                      



                           Żeby nie gen destrukcji w człowieku ziemia mogłaby być rajem,
                            a drony by nie zabijały tylko np. ratowały życie.

P.S.
We Francji zamachy terrorystyczne czy ma wrócić zasada "oko za oko, ząb za ząb"?

                                                      Zadziwiona Kurodoma.