Firma robiąca hologramy zaproponowała rodzinie, żeby zorganizować koncerty Whitney,
na których "wskrzeszona gwiazda" zaśpiewa swoje największe hity.
Muszę przyznać, że w pierwszym momencie odezwała się we mnie dusza,
"Chrześcijanina - Polaka - patrioty" chyba trochę kołtuna.
Toż to profanacja zwłok, to nie smaczne, lepiej puścić sobie Whitney z youtube.
Za chwilę, za myśli dwie, mówię sobie, a dlaczego nie?
Postęp w efektach specjalnych jest tak duży, że w kinie rzeczywistość miesza się z fikcją.
Dlaczego nie miałabym pójść na koncert nieżyjącej gwiazdy, która się nie spóźni, nie będzie naćpana, nie strzeli focha i zaśpiewa najlepiej jak umiała.
A ja poczuję atmosferę koncertu słuchając i oglądając gwiazdę w najlepszej życiowej formie.
Zadziwiona Kurodoma.
![]() |