wtorek, 6 października 2015

Uchodźcy.

Moja rodzina z obu stron (mamy i taty) to repatrianci ze wschodu, z Wilna.
Tata opowiadał że jak było źle w czasie II wojny uciekali na wieś, potem wracali do miasta.
Po wojnie dostali ultimatum, kto zostaje w Wilnie przestaje być Polakiem.
Dziadkowie wybrali emigrację, dostali dokumenty i przydział do różnych miast w Polsce.
Część rodziny wylądowała w Gdańsku, część w Warszawie. Nikt nie pytał czy chcą razem.
Oczywiście sytuacja inna, inne czasy, no i to byli nasi Polacy, ale jako "obcy Polacy" łatwo nie mieli.
Jak to się ma do dzisiejszej sytuacji....nijak, wydaje mi się że łatwiej by było gdyby uchodźców rozlokowywać po kraju, ale jedynie słuszny ustrój demokratyczny nie pozwala naszym "gościom"
niczego kazać.
Zalewają więc w dużej masie większe miasta "starego zachodu", są mocno widoczni, trzymają się razem, a tutejsi się boją.
A teraz pytanie z serii naiwnych na które odpowiedź jest oczywista:
Jak ktoś przychodzi do ciebie w gości to narzuca swoje zasady czy respektuje zasady panujące w    twoim domu?

       
Płyną i płyną - świat wariuje.

                                                      Zadziwiona Kurodoma.