Byliśmy wczoraj ze Wspaniałym na policji zeznawać w sprawie wypadku,
o czym pisałam w poprzednim wpisie.
Jednak będzie sąd nad Kurodomą.
PUFFF.
Wspaniały występował jako świadek, Ja jako obwiniona/oskarżona o spowodowanie
kolizji w ruchu drogowym.
Było miło tylko:
Wspaniały udowodnił policjantom od ruchu drogowego, że nie potrafią rozróżnic
znaków nakazu od innych znaków (Jak Wspaniały się przygotuje
do jakiegoś zagadnienia to "nie ma mocnych"!).
W końcu wyciągnęli ściągę i się zdziwili...
Na pytanie w jakim stopniu starte oznaczenie w charakterze wymalowanego
roweru na ścieżce przestaje być znakiem nie potrafili sensownie odpowiedzieć.
No to sobie pogadali ze Wspaniałym.
Po Wspaniałym przesłuchiwana byłam Ja.
Usłyszałam zarzuty, dowiedziałam się, że to co napisze policjant na miejscu
zdarzenia jest święte i nie do podważenia.
Dobra wyjaśniłam swój punkt widzenia na sprawę i naiwnie zapytałam:
Co w sprawie ścieżki nie ścieżki rowerowej zrobi policja, bo tam jeżdżą dzieci
na rowerach i hulajnogach do szkoły no i usłyszałam...POLICJA NIE ZROBI NIC.
Zatchnęło mnie i mówię, jeśli to nie jest ścieżka, a kolor czerwony to wg przepisów
jest dodatkowe oznaczenie ścieżki rowerowej i może mylić i kusić do jazdy to
czy nie należało by jej zagrodzić?
Usłyszałam, że nawet jak się zagrodzi to i tak ludzie będą jeździć, a dzieci
są pod opieką dorosłych.
Ciekawe do szkoły nieletni chodzą sami, ale w razie czego winny będzie rodzic
bo nie dopilnował - winny zawsze się znajdzie.
Nosz nie wytrzymałam i mówię, że ja nie potrafię tego tak zostawić, że
ja żyłam w czasach i zostałam tak wychowana, że człowiek się interesuje,
w imię i dla dobra...
Ja nie zginęłam, ale ktoś może zginąć.
Wróciłam do domu i mówię do Wspaniałego, że chyba taki nasz los,
że mamy już przejście do szkoły imienia naszego najmłodszego potomka,
a teraz będzie ścieżka rowerowa odnowiona, imienia mamy najmłodszego
potomka.
Czysty Matrix.
A jak było z najmłodszym?
Kiedy najmłodszy miał iść do szkoły podstawowej, mamusia stwierdziła,
że (a w tamtych czasach dość dobrze nam się powodziło), że
potomka będzie się dowozić do społecznej szkoły w Sopocie.
Ambitna i okrutna byłam, budziłam biedaka o 6 rano, żeby przed 7 rano
wyjechać z domu i na 8 rano być w szkole w Sopocie.
Nieludzkie godziny szczególnie zimą, absurd polegał na tym,
że od domu do szkoły gdyby nie korki jechałabym około 20 minut,
niestety ludzie jadą o tej porze do pracy i szkoły - korek na godzinę jazdy.
Męczyłam się Ja, męczył się on.
Wreszcie w po trzeciej klasie zapadła decyzja, idzie do szkoły
na osiedlu i poszedł...
Rano jestem w piżamie, dzwoni telefon :pani syn miał wypadek,
potrącił go samochód.
Tak jak stałam pobiegłam, potomek leży na chodniku, wymiotuje,
karetka jedzie.
Zdążyłam się dowiedzieć, że przed szkołą jedna pani nieprawidłowo
się zatrzymała samochodem i wysadzała dziecko, druga pani
pomimo zakazu wyprzedzania wymijała samochód pierwszej pani
i trzasnęła mojego chłopaka centralnie.
W szpitalu sie okazało, że potomek ma złamany łokieć, uratowała
go wypchana torba bo to w nią trafiło.
I teraz taka sytuacja, przychodzi policjant i mówi, może by nie robić
afery bo sprawczyni jest w dziewiątym miesiącu ciąży i jej się nogi
pomyliły i zamiast na hamulec to depnęła na gaz, a syn i tak przechodził
w nie dozwolonym miejscu.
Zaznaczę, że dozwolone miejsce, przejście dla pieszych było oddalone
o kilka ładnych metrów i przed godziną ósmą rano wszyscy wiedzieli,
że dzieciaki tłumnie przechodzą koło przejścia.
Dobra - my dobre dusze nie zrobiliśmy afery pani sprawczyni.
Całe osiedle huczało o wypadku, szkoła huczała, młody dostał
gips i zwolnienie z zajęć.
I tu następuje klu całej sytuacji, młody wraca po zwolnieniu
do szkoły, pani stawia go przed całą klasą, obwinia o spowodowanie
wypadku i obniża sprawowanie.
Miasto robi przewężenie jezdni i przejście dla szkolniaków odtąd
nazywane przez nas imieniem najmłodszego potomka.
Podsumowując, do dzisiaj młody ma uraz do ruszających gwałtownie
samochodów, a ja mam żal do siebie, że odpuściłam i naraziłam
najmłodszego na takie upokorzenie, że pozwoliłam na zwalenie
całej winy na niego.
Wypyszczyłam nauczycielce spłynęło, acha bo jeszcze nie dostarczyłam
zwolnienia lekarskiego i młody miał nieobecności nieusprawiedliwione
i w zasadzie to on za to miał obniżone sprawowanie, a nie za wypadek.
Nie dostarczyłam, bo każdy wiedział dlaczego go nie ma, a ja nie miałam głowy
do papierków.
No i teraz podobna sytuacja, jestem winna, chociaż nie winna, ścieżka
jest chociaż jej nie ma, czy my wszyscy nie żyjemy w "MATRIX".
Postaram się, żeby ścieżka stała się pełnoprawną ścieżką, ale czuję się tak jak
ten słonecznik i tak, i tak na ścięcie:
Refleksyjna Kurodoma.