piątek, 18 września 2020

Winny będziesz ty, byle nie ja...

 Byliśmy wczoraj ze Wspaniałym na policji zeznawać w sprawie wypadku,

o czym pisałam w poprzednim wpisie.

Jednak będzie sąd nad Kurodomą.

PUFFF.

Wspaniały występował jako świadek, Ja jako obwiniona/oskarżona o spowodowanie

kolizji w ruchu drogowym.

Było miło tylko:

Wspaniały udowodnił policjantom od ruchu drogowego, że nie potrafią rozróżnic

znaków nakazu od innych znaków (Jak Wspaniały się przygotuje

do jakiegoś zagadnienia to "nie ma mocnych"!).

W końcu wyciągnęli ściągę i się zdziwili...

Na pytanie w jakim stopniu starte oznaczenie w charakterze wymalowanego

roweru na ścieżce przestaje być znakiem nie potrafili sensownie odpowiedzieć.

No to sobie pogadali ze Wspaniałym.

Po Wspaniałym przesłuchiwana byłam Ja.

 Usłyszałam zarzuty, dowiedziałam się, że to co napisze policjant na miejscu

zdarzenia jest święte i nie do podważenia.

Dobra wyjaśniłam swój punkt widzenia na sprawę i naiwnie zapytałam:

Co w sprawie ścieżki nie ścieżki rowerowej zrobi policja, bo tam jeżdżą dzieci

na rowerach i hulajnogach do szkoły no i usłyszałam...POLICJA NIE ZROBI NIC.


Zatchnęło mnie i mówię, jeśli to nie jest ścieżka, a kolor czerwony to wg przepisów

jest dodatkowe oznaczenie ścieżki rowerowej i może mylić i kusić do jazdy to 

czy nie należało by jej zagrodzić?

Usłyszałam, że nawet jak się zagrodzi to i tak ludzie będą jeździć, a dzieci

są pod opieką dorosłych.

Ciekawe do szkoły nieletni chodzą sami, ale w razie czego winny będzie rodzic

bo nie dopilnował - winny zawsze się znajdzie.

Nosz nie wytrzymałam i mówię, że ja nie potrafię tego tak zostawić, że 

ja żyłam w czasach i zostałam tak wychowana, że człowiek się interesuje,

w imię i dla dobra...

Ja nie zginęłam, ale ktoś może zginąć.


Wróciłam do domu i mówię do Wspaniałego, że chyba taki nasz los,

że mamy już przejście do szkoły imienia naszego najmłodszego potomka,

a teraz będzie ścieżka rowerowa odnowiona, imienia mamy najmłodszego 

potomka.

Czysty Matrix.

A jak było z najmłodszym?

Kiedy najmłodszy miał iść do szkoły podstawowej, mamusia stwierdziła,

że (a w tamtych czasach dość dobrze nam się powodziło), że

potomka będzie się dowozić do społecznej szkoły w Sopocie.

Ambitna i okrutna byłam, budziłam biedaka o 6 rano, żeby przed 7 rano

wyjechać z domu i na 8 rano być w szkole w Sopocie.

Nieludzkie godziny szczególnie zimą, absurd polegał na tym,

że od domu do szkoły gdyby nie korki jechałabym około 20 minut,

niestety ludzie jadą o tej porze do pracy i szkoły - korek na godzinę jazdy.

Męczyłam się Ja, męczył się on.

Wreszcie w po trzeciej klasie zapadła decyzja, idzie do szkoły

na osiedlu i poszedł...


Rano jestem w piżamie, dzwoni telefon :pani syn miał wypadek,

potrącił go samochód.

Tak jak stałam pobiegłam, potomek leży na chodniku, wymiotuje,

karetka jedzie.

Zdążyłam się dowiedzieć, że przed szkołą jedna pani nieprawidłowo

się zatrzymała samochodem i wysadzała dziecko, druga pani

pomimo zakazu wyprzedzania wymijała samochód pierwszej pani

i trzasnęła mojego chłopaka centralnie.

W szpitalu sie okazało, że potomek ma złamany łokieć, uratowała

go wypchana torba bo to w nią trafiło.


I teraz taka sytuacja, przychodzi policjant i mówi, może by nie robić

afery bo sprawczyni jest w dziewiątym miesiącu ciąży i jej się nogi

pomyliły i zamiast na hamulec to depnęła na gaz, a syn i tak przechodził 

w nie dozwolonym miejscu.

Zaznaczę, że dozwolone miejsce, przejście dla pieszych było oddalone

o kilka ładnych metrów i przed godziną ósmą rano wszyscy wiedzieli,

że dzieciaki tłumnie przechodzą koło przejścia.

Dobra - my dobre dusze nie zrobiliśmy afery pani sprawczyni.

Całe osiedle huczało o wypadku, szkoła huczała, młody dostał

gips i zwolnienie z zajęć.


I tu następuje klu całej sytuacji, młody wraca po zwolnieniu 

do szkoły, pani stawia go przed całą klasą, obwinia o spowodowanie

wypadku i obniża sprawowanie.

Miasto robi przewężenie jezdni i przejście dla szkolniaków odtąd

nazywane przez nas imieniem najmłodszego potomka.


Podsumowując, do dzisiaj młody ma uraz do ruszających gwałtownie 

samochodów, a ja mam żal do siebie, że odpuściłam i naraziłam

najmłodszego na takie upokorzenie, że pozwoliłam na zwalenie

całej winy na niego.

Wypyszczyłam nauczycielce spłynęło, acha bo jeszcze nie dostarczyłam

zwolnienia lekarskiego i młody miał nieobecności nieusprawiedliwione

i w zasadzie to on za to miał obniżone sprawowanie, a nie za wypadek.

Nie dostarczyłam, bo każdy wiedział dlaczego go nie ma, a ja nie miałam głowy

do papierków.


No i teraz podobna sytuacja, jestem winna, chociaż nie winna, ścieżka

jest chociaż jej nie ma, czy my wszyscy nie żyjemy w "MATRIX".

Postaram się, żeby ścieżka stała się pełnoprawną ścieżką, ale czuję się tak jak

ten słonecznik i tak, i tak na ścięcie:



                                                                  Refleksyjna Kurodoma.