poniedziałek, 23 grudnia 2019

Matrix? Kafka? Bareja? czyli mocarne zderzenie ze służbą?- zdrowia?

Nie wiem jak opisać to co mi się przytrafiło "zdrowotnie" i trafia od ponad
dwóch lat.

Musze to opisać, bo sama nie wierzę  w to co przeżyłam i przeżywam.

Trochę pisałam na blogu jak to mój żołądek w 2017 roku odmówił współpracy
i przeszedł w stan niespokojnego spoczynku.
Nie chciał trawić, objawy były dziwne.
Wyobraźcie sobie osobę w wieku mocno balzakowskim
bekającą non stop, bekanie było nie do opanowania.
Nie mogłam jeść, nie mogłam nic podnosić, słabłam,
chudłam.
W ciągu dwóch miesięcy schudłam 27 kilo.
Doszło do tego, że nawet pić nie mogłam.
Mój żołądek był jak balon., pełen nie wiem czego
bo na jedzenie nie było miejsca.

Zaliczyłam kilku lekarzy na NFZ i kilku prywatnie.
Diagnoza początkowa "jelito drażliwe".
Oczywiście leki zobojetniające soki żołądkowe, psychotropy,
propozycja wizyty u psychologa - bo pani podczas jedzenia
połyka powietrze i stąd to bekanie/odbijanie.....

SEN WARIATA......

Trzeci miesiąc niejedzenia, przechodzę na nutra drinki
i prywatne badania - usg, gastroskopia, tomograf.
Prywatnie bo przecież żaden lekarz nie widzi potrzeby
dokładniejszych badań.

Po prywatnym tomografie wychodzi "coś" na trzustce i wątrobie.
W między czasie ląduję na ostrym dyżurze w szpitalu, bekam, chodzę
po ścianach.
Zapewniam lekarza, że nie udaję o dziwo uwierzył mi.
Lekarz dyżurny przytomnie proponuje żebym poszła do rodzinnego
i zarządała karty DILO bo to przyspieszy diagnostykę.
(karta DILO - podejrzenie nowotworu i prawo do szybszych
terminów).

Ledwo sie dowlokłam do rodzinnego.
Mówię, że umieram i że potrzebuję badań i diagnozy.
Rodzinny twierdzi, że... cytuję "to nie w żołądku, to u dziewczynki
w głowie).
Nosz jak go lubię tak w jednej chwili myślałam, że go uduszę.
Ledwo siedzę, ale nie ustepuję, w końcu wymuszam wypisanie
karty DILO.
Pan doktor sie trochę na mnie obraził.

Mam DILO.
Zapisuję się do specjalisty w Akademi Medycznej, czekam dwa tygodnie
na wizytę.
Po odsiedzeniu pięciu godzin, wchodzę - lekarz daje mi skierowanie
na rezonans w miarę szybko.
Nie pyta mnie o objawy, nie rozmawia ze mną tylko pisze, pisze, pisze.

Nieśmiało sugeruję, że może to co ja mam to "SIBO",
czyli:
SIBO – small intestinal bacterial overgrowth) to grupa objawów klinicznych, spowodowanych nadmiernym rozrostem flory bakteryjnej w obrębie jelita cienkiego.

(Skąd ta informacja? Oczywiście więcej leżąc niż chodząc zaczęłam
pytać doktora Google i tak mi z objawów wychodziło.)

Pan Doktor dalej nie pyta mnie o objawy tylko mówi, że może mam SIBO
i wali mi nowoczesny antybiotyk, a raczej trzy antybiotyki w dużej dawce
w jednej tabletce.
Nie, nie nie mówi jaka dieta czy coś.
O.K.
Biorę ten cudowny antybiotyk, ale po trzech dniach zaczynam podwójnie widzieć,
ląduję w przychodni, mówię, że w skutkach ubocznych piszą o podwójnym
widzeniu, ale pan doktor stwierdza, że to ciśnienie.
Dobra niech mu będzie sama odstawiam antybiotyk.

Idę na tomograf, mam wynik.
Pan specjalista doktor w Akademii ogląda wynik i mówi:
"za dużo u pani tego wszystkiego trzeba zrobić rezonans ze specjalnym
kontrastem."

O.K.
Trzy dni w szpitalu w między czasie strajk rezydentów, popieram.
Po trzech dniach wychodzę, po tygodniu zgłaszam się po wynik
badania i ........dostaję rozpoznanie


Rozmowa z lekarzem odbywa się na korytarzu oddziału szpitalnego.
Pytam się co dalej i czy ja mam tego raka, czy nie mam?
No wiecie trochę taka diagnoza człowieka rąbie po głowie.

Pan doktor mówi, że mam żyć, myśleć pozytywnie i przyjść
za dwa lata do kontroli.
Szczęka mi opada, ale co ja mogę, co ja mam o tym myśleć?

No dobra, panie doktorze, ale ja nie mogę jeść, nic nie mogę podnosić, dźwigać bo
KUWAAAAAMAĆ bekam i żołądek mam w gardle.
Na to pan doktor mi mówi - to niech pani nie dźwiga....

Nie nie będę przeklinać, nie będę, nie będę....

Nosz wychodzę z tym moim rakiem  i zaczynam żyć w nowej rzeczywistości....
Tylko, że ja jestem jak ten słonecznik, nie dopuszczam pewnych
rzeczy do świadomości, ja przecież nie czuję się na raka....


Napięcie rośnie, ciąg dalszy jutro... albo pojutrze bo jutro wigilia.
Tak więc życzę spełnienia się wszystkich Życzeń które dotąd się
nie spełniły.

A przede wszystkim zdrowia, bo "szlachetne zdrowie nikt sie nie dowie
i tak dalej, dalej..."
Lubię Was wszystkich tak rzadko to sobie mówimy w dzisiejszych czasach.

                                               Oszołomiona Kurodoma.

PS
A magia świąt kto chce niech poczyta na Frigance.