środa, 9 listopada 2016

Wg mnie przegrały kobiety....

Politykę w USA obserwuję z pozycji kompletnego laika.
Nie powiem że jestem jakoś straszliwie zaskoczona tym,
że Amerykanie wybrali sobie takiego prezydenta jakiego
wybrali.
Tak sobie myślę przekornie, że ponieważ Ameryka jest wielka
i wszystko w Ameryce jest wielkie to Amerykanie wybrali
sobie prezydenta z wielką czupryną, wielkim uśmiechem.
wielkim kontem, wielkimi planami i wielkim palcem wskazującym.

Z mojej perspektywy powiem tak, Ameryka sobie poradzi.
Wygrana Trumpa dla mnie znaczy przegraną kobiet nie tylko
w Ameryce, ale na całym świecie i nie dlatego, że przegrała
Hillary Clinton, ale ze względu na to co zobaczyłam podczas
kampanii wyborczej.
W USA wygrał facet, który głośno wyraził swój stosunek
do kobiet i werbalnie, i "manualnie".
Wygrał facet, który zapowiedział powrót do tradycyjnych
amerykańskich wartości (mam alergię na słowa "powrót do
tradycyjnych wartości", kojarzą mi się nieodłącznie z pretensjami,
że zupa była za słona).

Wygrał facet, w którego tle stoi żona jak lalka i córka jak lalka.
Kiedy ja widzę i słyszę "białego" mężczyznę, który nie umie
utrzymać rąk przy sobie na widok atrakcyjnej kobiety, który mówi
o powrocie do tradycyjnych wartości to się mocno boję o
równouprawnienie i pozycję kobiet w społeczeństwie.
Pierwsze analizy wskazują, że Trumpa poparli "biali"
mężczyźni z prowincji...

To co napisałam to jest moje subiektywne, nieobiektywne,
nieeksperckie zdanie i z tej pozycji będę dalej patrzeć
na świat, który powoli staje na krawędzi.
Ja mam potężny lęk wysokości i z tego powodu bardzo
nie lubię stawać na krawędzi.

                                 Zadziwiona Kurodoma.

PS
Niedobrze mi się zrobiło.
Jeśli to co tu piszą jest prawdą to mam mdłości.