środa, 15 czerwca 2016

Duszno mi...

"Piękny wieczór. Doskonały Wagner w Operze Narodowej
 i wspaniali biało-czerwoni na Euro. Gratulacje dla wirtuozów!"
To reakcja pani premier po masakrze w klubie gejowskim w Orlando.

Pan prezydent przesłał kondolencje, pan Waszczykowski w imieniu
swoim i rządu też, a pani premier milczy - chyba, że źle szukałam.
Czy chodzi o to kto i gdzie zginął.
Czytając komentarze pod informacjami o masakrze
można stracić resztki wiary w człowieka.
Guzik mnie obchodzi czy to gej zabił gejów, czy to
muzułmanin zabił muzułmańskich, chrześcijańskich,
buddyjskich, niewierzących gejów.
Nie zginęli bo zrobili coś złego, nikogo nie zabili,
nikogo nie skrzywdzili, urodzili się z zamysłu
Wszechwiedzącego i w imię jego wyznawców zginęli.

Tak jakoś mi duszno, pomimo chłodu i deszczu.
Tak jakoś mi smutno, że po raz kolejny wyznawcy religii
jaka by ona nie była dzielą ludzi na tych lepszych i tych
z "łatką" mniej godnych do "bycia".

Jakieś te ostatnie dni mało energetyczne.
Wczoraj zmarł "Alf". Aktor który wcielał się
w postać Alfa - Michu Meszaros.
Miał 84 cm wzrostu występował w Budapeszcie
w cyrku. Wspominał jak był wyszydzany z powodu
swojego niskiego wzrostu.
" Chwila gdy znalazłem się na lotnisku Kennedy'ego
była najszczęśliwszą w moim życiu - wspominał w jednym z wywiadów".


Człowiek, który wcielał się w rolę kosmity dla niektórych "normalnych"
był "kosmitą" wyszydzanym tylko dlatego, że wzrostem im nie dorównywał,
chociaż człowieczeństwem pewnie przewyższał.
Alf był kosmitą, wymagającym od rodziny, która go przygarnęła
morza cierpliwości i tolerancji, i chociaż jego ulubionym daniem
były koty to nie wierzę, że Alf kiedykolwiek zjadł jakiegokolwiek
kota.

Co ja mogę - zapalić światełko, może jutro z powrotem uwierzę w człowieka?