piątek, 26 marca 2021

W nawiązaniu do poprzedniego posta i chorób współistniejących...

 Jakie czasy takie maskotki chciałoby się powiedzieć.

Mój najmłodszy wnuk zażyczył sobie maskotkę...

"Korona wirus w zdejmowanej maseczce".

O Wszechwiedzący mało mi nowe uszy nie spadły.


No, ale dobra co ja tam wiem o przepraszam trochę psychologii się

liznęło na studiach.

To normalne, że mały człowiek chce oswoić to co straszne i przerażające.

Jeśli ma mu to pomóc w akceptacji tego co się dzieje to przecież babcia

jest od tego, żeby strachy przegonić.

Zrobiłam, dostał, się ucieszył.


Powiem, że ciężko znoszą dzieciaki ten dziwny czas.

Starszy wnuk uczy się w domu, a młodszy próbuje chodzić do przedszkola.

Tylko, że co chwilę, przedszkole ogłasza kwarantannę z powodu wykrycia

wirusa.

I tak od bandy do bandy, raz siedzi w domu, raz ląduje na dwa, trzy dni 

w przedszkolu.

Odsiedzi tydzień dwa w domu i mogę go zobaczyć.

Dobra wracając do tematu szczepień.

Prababcie obie zaszczepione dwoma dawkami szczepionki Pfizer

mają się w miarę dobrze.

Prababcia domowa zgłaszała ból ręki, obserwuję też znaczne spowolnienie,

męczliwość, zniechęcenie, więcej leży niż chodzi,

ale to może być związane z innymi przyczynami czyli (chorobami współistniejącymi).

Prababcia wolnożyjąca z powodu coraz bardziej pogłębiających się

problemów z pamięcią nie pamięta w ogóle, że była szczepiona.

Muszę przyznać, że obserwuję u niej szybko postępujące problemy 

miażdżycowe powodujące dużą uciążliwość w komunikacji z nią.

Ostatnio uwielbia wyprowadzać mnie z równowagi, 

ale to może być związane z (chorobami współistniejącymi).

Dobra prababcie już po, a my jak najbardziej przed.

W poprzednim poście pisałam, że może nas zaszczepią na jesieni.

Okazało się jednak, że mogą nas zaszczepić już.

Hmmm.

Super, hura tylko, że dla nas mają szczepionkę Astra Zeneca.

Powtórzę ja nie jestem anty szczepionkowcem, ani nie jestem

hura szczepionkowcem.

Nie wierzę w płaską ziemię, nie wierzę też w piekło i niebo.

Ja w ogóle mam trudności z przyjmowaniem rzeczy na wiarę.

Lubię wiedzieć, a na dziś dzień wiem tyle, że:

Szczepionki Pfizer i Astra różnią się od siebie.

Pfizer to szczepionka mRNA, a Astra Zeneca to szczepionka wektorowa.

Nie znam się na technologii produkcji tych szczepionek zrozumiałam

tyle, że w szczepionce Pfizera wykorzystuje się fragmenty RNA (kwasu

rybonukleinowego) jako matrycę do produkcji białek wirusowych.

 Białka te mają za zadanie wywołać produkcję przeciwciał.

Natomiast Astra Zeneca to szczepionka wektorowa w której do stworzenia

odpowiedzi autoimmunologicznej organizmu używa się martwej 

cząsteczki adenowirusa odpowiedzialnego za przeziębienie u szympansa.


Nie wiele rozumiem, ale sądząc po reakcji ludzi na doniesienia o skutkach

ubocznych Astra Zeneci to nie tylko ja mam wątpliwości.

Opowieści i doniesienia internetowe może by mnie tak nie zmroziły,

ale już opowieści zaszczepionych z bliskich okolic znajomych i rodziny 

już jak najbardziej.

Oczywiście oficjalna opowieść medialna to przyczyna tkwi w "chorobach współistniejących".

Oficjalnie miała być kwalifikacja do szczepienia, a było tak, że 

 jak prababcia domowa miała otrzymać drugą dawkę 

to mówię, że otrzymuje bardzo mocny lek przeciwzakrzepowy.

Pani doktor obecna przy szczepieniu mówi "szczepić", a pani pielęgniarka

mówi "ale mieliśmy kłopoty".

Pielęgniarka kilka razy powtórzyła swoje, a pani doktor swoje.

W końcu prababcia została zaszczepiona.

Dopiero w domu, a w zasadzie dopiero teraz dotarło do mnie, że coś było

nie halo.

Dobra wnioski.

Wolałabym się nie szczepić, ale jeżeli już to mieć wybór...


Dobra powiem Wam dlaczego się boję.

Dawno, dawno temu namówiłam Wspaniałego na szczepienie na grypę.

Były to czasy gdy szczepienie na grypę było nowinką.

Ja się zaszczepiłam i nic, ale Wspaniały mało wtedy nie zszedł

z tego łez padołu.

Głowa go tak bolała, że przeniósł się do osobnego pokoju,

żeby tylko było cicho, był słaby ledwo żywy.

Lekarka przychodziła do domu, bała się podać mu antybiotyk,

bo nie wiedziała o co chodzi.

Wersja była taka, że być może miał już początki grypy

i zaszczepiony został chociaż nie powinien.

Pamiętam, że chorował po szczepieniu długo i strasznie.


Decyzja byłaby łatwiejsza gdybyśmy mogli wybrać

Pfizera bo prababcie już po i jakoś tak mentalnie

byłoby łatwiej.

Lekarz radzi zrobić badania krwi, szczególnie płytek krwi,

jeśli jest małopłytkowość nie szczepić.

Przecież każdy z nas ma jakieś "choroby współistniejące".

I chociaż zgonów jest nie wiele to w naszej najbliższej znajomej okolicy

starsza osoba umarła tydzień po drugiej dawce Pfizera

na Korona wirusa i choroby współistniejące.

Więc to nie jest tak, że ktoś gdzieś, tylko tuż obok.

I tak sobie Kurodoma siedzi w kąciku i mówi sobie

odwagi, a potem może poczekam tylko na co?


                  Kurodoma w towarzystwie chorób współistniejących.

PS

A w następnym poście będzie o tym jak i dlaczego

 zostaliśmy przez sąsiadów wyzwani 

od "EUROPEJCZYKÓW". 

Wg nich miało to być wyzwisko.

Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.