sobota, 9 lipca 2022

Ktoś tam miesza w tym kociołku...

Powody odejścia redaktora Lisa z Newsweeka,  jakoś mnie specjalnie nie zdziwiły. Już kiedy zaczynał karierę plotki o jego nie łatwym charakterze krążyły. Z racji jakiejś tam znajomości ze znajomymi, znajomych, którzy znali redaktora w młodości osobiście usłyszałam, że to człowiek delikatnie mówiąc trudny, ale dziennikarz z pasją. Tak więc jakby z mojej strony zdziwienia nie było.

Nie będę się wypowiadać o konkretnej sytuacji w Newsweeku, bo mnie tam nie było, nie będę nikogo potępiać ani nikogo wychwalać. Powiem tak: zespół wiedział nie powiedział, a jak powiedział to rozpętało się  małe piekło".

Moje zacięcie socjologiczne od razu wywołało burze myśli, stosunki społeczne temat rzeka, temat trudny i zawiły. Moje doświadczenie życiowe przywołuje wiele wspomnień.

Jesteśmy stosunkowo młodą demokracją na dodatek jesteśmy krajem w którym wpływ na stosunki społeczne ma wschód (historycznie bardziej zamordystyczny) jak i zachód (dłużej demokratyczny).

Zaczyna się w szkole - w szkole nikt nie uczy dzieciaków asertywności. Nauczyciel jest w klasie wyrocznią nawet jeśli jest "zamordystą/przemocowcem" to ani dziecko, ani rodzic nie ma większych szans na konstruktywną reakcję dyrekcji. Mam swoje lata odchowałam trzech potomków i nie jedną szkolną walkę stoczyłam z ciałem pedagogicznym. Z resztą sama jestem z wykształcenia pedagogiem i krótko uczyłam w szkole, a więc wkładam kij we własne mrowisko. Powiecie to było dawno. Tak tyle, że ja mam ciągłość bo teraz do szkoły chodzi mój wnuk i mam wrażenie, że szkoła nie wiele się przez minione lata zmieniła. 

Wspaniały, zawsze w dyskusjach o nauczycielach z którymi się zetknął podkreśla, że nauczyciel przepytuje ucznia tak, żeby udowodnić dzieciakowi, że ono nic nie wie/nie umie bo to on nauczyciel wie wszystko. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu stosunek  "mistrz - uczeń" tak wyglądał. Mój tata mi opowiadał, że jak przyszedł na warsztat w fabryce to mistrz kazał mu długo zamiatać podłogę zanim dopuścił go do maszyny. Tylko, że czasy się zmieniają, a my nadal tkwimy między wschodnimi, a zachodnimi wzorcami stosunków społecznych.

Po za tym w szkole dzieciak jest ciągle porównywany z innymi i wytwarza się między dzieciakami niezdrowy stosunek np do "kujona". Nie, nie podziw i chęć zaprzyjaźnienia się i skorzystania z wiedzy lepszego, tylko chęć "dowalenia" lepszemu - sprowadzenia go do "parteru". Nikt nie tłumaczy dzieciakom, że obie strony ten lepszy i ten słabszy mogą skorzystać na WSPÓŁPRACY.  Tylko uczenie w szkole PRACY ZESPOŁOWEJ może zmieniać powoli i żmudnie stosunki społeczne w życiu dorosłym.

A jak? Np gry sportowe zespołowe, ale tak, że do zespołu wchodzą nie same "asy", ale i ci dobrzy i ci słabsi. Albo praca na lekcjach w zespołach, ale mieszanych gdzie ten lepszy jest "szefem" i uczy się szefowania, a słabsi uczą się korzystania ze zdolności lepszego pod nadzorem mądrego nauczyciela.  Ideał powiecie. Wiem - to praca żmudna, wymagająca od nauczyciela kreatywności, ale możliwa do wykonania już na etapie przygotowywania nauczyciela do pracy. Oczywiście "ryba psuje się od góry", a na górze mamy ministra Czarnka, jego podręcznik "HIT" i kolejne stracone lata.

Przepraszam, nie da się krócej bo to temat rzeka.

Tak więc ze szkoły wychodzi zdolny dzieciak/przekonany o swojej wyjątkowości i tłumek dzieciaków przekonanych, że są gorsze i w zasadzie każdy lider/mistrz może udowodnić im, ich małość, a zwracanie się o pomoc do wyższej instancji nie ma sensu bo to zgłaszający najczęściej dostaje po głowie, a nie zgłaszany. 

Mam w pamięci mnóstwo przykładów ze szkolnych lat swoich i potomków, ale czy jest sens je przytaczać? Wy sami na pewno moglibyście podać ich mnóstwo.

Dobra i teraz po szkole idziemy w życie. Kurodoma poszła do pracy w szkole została wychowawczynią klasy pierwszej szkoły podstawowej, pełna zapału, szybko dostała po głowie od dyrekcji za to, że "klasa jest za kolorowa". Pozwoliłam siedmioletnim dzieciom ozdobić gazetkę ścienną na dzień kobiet, własnoręcznie wykonanymi rysunkami, a nie zdjęciami kobiet wyciętymi z żurnala mody.  Następnie usłyszałam, że mówię do dzieci zbyt prostym językiem. To tak na początek pracy, dyrekcja postanowiła pokazać młodemu nauczycielowi odpowiednie miejsce w szeregu. Dyskusja była bezcelowa, najważniejsze dla dyrekcji, po wizytacji na lekcji, były odpowiednio wypełnione rubryki w dzienniku lekcyjnym. Mogłabym długo w tym temacie. Mobbing? W tamtych czasach nikt o tym nie mówił - mówiło się, że trzeba zapłacić "frycowe". Potem jeśli nauczyciel okrzepł i sam stawał się dyrekcją robił najczęściej to samo młodym nauczycielom.

Dobra w tym momencie życia byłam pracownikiem i mi się nie podobało, ale w następnym etapie życia, zostałam pracodawcą i też mi się nie spodobało.

Kurodoma i Wspaniały założyli własny biznes i zatrudnili ludzi, sami stali się pracodawcami.. To były czasy schyłkowej "komuny" i początki "wolności" gospodarczej. W czasach świetności i marzeń o potędze zatrudnialiśmy do 20 osób. Ponieważ jak mówi mój brat "wy to dobrzy ludzie jesteście" dostaliśmy srogą nauczkę od pracowników i teraz Wspaniały woli pracować prawie sam. Wydawało nam się, że jeśli traktujemy ludzi po ludzku, płacimy dobrze za pracę, ale zwracamy uwagę na źle wykonaną pracę to jakoś da się pracować i się nie z "nie lubić". Niestety, przerobiliśmy wszystko okradanie, okłamywanie, wykorzystywanie, cwaniakowanie, wynoszenie danych i przekazywanie ich konkurencji. Przekonaliśmy się, że jeśli nie jest się dużą korporacją w której szef nie zajmuje się zatrudnianiem i zwalnianiem pracowników to bardzo trudno jest stworzyć zespół ludzi/pracowników, którzy nie będą widzieć w szefie wroga, który może ich zwolnić w każdej chwili. Po latach stwierdzam i jest to moje osobiste zdanie poparte tylko moim doświadczeniem życiowym, że bez zmiany systemu szkolnictwa, które by przygotowywało ludzi do współpracy nic się nie zmieni na linii pracodawca - pracobiorca. Bo my nie umiemy, bo nie uczymy się tego od dziecka, żeby na początku zatrudnienia negocjować warunki współpracy, a potem ich dotrzymywać z obu stron, a jeśli się nie da to się rozstać. Kodeks pracy nie załatwi tego za nas.

W naszym kraju jest takie przekonanie, że ten kto daje pracę to wykorzystuje, a ten kto świadczy pracę jest wykorzystywany. Władzy chyba nie zależy na zmienianiu tego stanu rzeczy bo skonfliktowanym społeczeństwem łatwiej się rządzi.

Dobra i teraz wracamy do tematu IV władzy w kraju moim ukochanym. Mam wrażenie, że ktoś miesza w tym kociołku. Ferment w mediach tzw opozycyjnych zaczął się od konfliktu w spółce Agora zarządzającej Gazetą Wyborczą o co chodziło? Każdy zainteresowany może poczytać w internecie. Jakoś mam wrażenie, że konflikt przygasł - komuś nie wyszło? Potem był redaktor Kraśko gwiazda TVN, okazał się delikatnie mówiąc nie być kryształowy - wylądował w szpitalu mam wrażenie, że się komuś udało. Teraz przyszedł czas polowania na Lisa i mam wrażenie, że się udało z nawiązką bo przy okazji rykoszetem dostaje całe środowisko "opozycyjnych" dziennikarzy (np Renata Kim, która zawiadomiła o mobbingowaniu pracowników przez Tomasza Lisa jego pracodawcę, po jednodniowym byciu bohaterką sama została oskarżona o zachowania mobbingowe i zaczyna się tłumaczyć).

Wnioski:

Dziennikarze są ludźmi i tylko ludźmi, politycy, pracodawcy, pracownicy są tylko ludźmi,  Kurodoma jest tylko człowiekiem - wszyscy powinniśmy podlegać takim samym obowiązkom i prawom. I jeśli ktoś zachowuje się nie zgodnie z prawem to powinien ponosić konsekwencje, ale nie tak, że np Kraśce wywleka się sprawę nie zapłaconych podatków (załatwioną przez niego) z przed pięciu laty akurat teraz, czy Lisowi sprawę niewłaściwego zachowania wobec pracowników o którym to zachowywaniu się wiadomo było jak zeznają niektórzy w środowisku dziennikarskim od lat.

                                                                A może jest tak?


                                                                   A może jest inaczej.

Kurodoma myśli sobie tak, że jeśli nie pojawi się grupa dziennikarzy nie zależnych od rządu, ale i niezależnych od pieniądza i etatów w oficjalnych mediach to świat demokracji jest skazany na zagładę. Nadzieje daje "wolny internet" i tzw zwykli klikacze którzy docenią prace np dziennikarza śledczego Tomasza Piątka i zechcą mu patronować własną kasą. Młodzi ludzie nie oglądają TVP, TVN oni buszują w internetach to jest ich świat.

A teraz trochę cynizmu jak byłam pracownikiem czułam się nie bardzo, a jak byłam pracodawcą czułam się jeszcze gorzej dlatego trochę zazdroszczę wolnym ludziom którzy własną twórczością zarabiają na życie, albo mnichom buddyjskim medytującym w odosobnieniu.

Tylko, że wszyscy musimy jeść, a żeby jeść to trzeba zarabiać - pat.

                                  Refleksyjna Kurodoma.