Zaczął się 64 dzień wojny/napaści Rosyjskiej na Ukrainę.
Nie mogłam spać w nocy i przeczytałam to/link "Jaki będzie następny ruch Putina". Artykuł o tym czy zachód wyciągnie wnioski z tego co Rosja robiła i robi w Syrii.
Poraził mnie ten fragment o tym jak Rosja zgodziła się na utworzenie obszarów deeskalacyjnych na terenie Syrii i po zgodzie zachodu - zbombardowała szpitale.
Potem czytam o ekshumacjach cywili zabitych przez Rosjan w Ukrainie, mam takie poczucie, że nie wolno mi nie czytać bo to jest - jakieś ułomne - uczczenie pamięci tych ludzi, ich tragicznych historii, żeby o nich nie zapomnieć.
Skóra mi cierpnie na samą myśl, że zachód się zmęczy/przyzwyczai do tej wojny, że Ukraina nie wytrzyma, że Rosja po raz kolejny się wywinie i za kilka lat znów się zacznie.
Mojej babci 77 lat temu już w Gdańsku po wojnie w 1945 roku, ruscy żołnierze zerwali złote kolczyki, miała przerwane uszy, uszy się zrosły - babcia przeżyła. Tata poszedł do wojska już po wojnie w Gdańsku, ale wspominał jak ruski żołnierz po ćwiczeniach na poligonie, w czasie wolnym w wiosce zgwałcił i nic mu się nie stało. Tyle lat minęło, a armia rosyjska/ludzie się nie zmieniła. Chciałabym żeby to był czas zmian geopolitycznych, umocnienia UE, umocnienia NATO - świat potrzebuje spokoju i pokoju, ale wielkiej wiary to ja nie mam.
Kurodoma.