piątek, 21 kwietnia 2017

Całe życie zazdroszczę....


                              Dzisiaj zmarła Magdalena Abakanowicz - rzeźbiarka, malarka.



Od kiedy pamiętam miałam "ciągoty manualne".
Jako dziecko szyłam dla lalek, kleciłam mebelki, z pończoch robiłam peruki,
szybko nauczyłam się robić na drutach i szydełku.
Lubiłam kleić z plasteliny, gliny i rysować.

Im byłam jednak starsza tym bardziej rozumiałam, że chociaż
rysuję zgrabnie i nawet coś tam ulepię to nigdy nie będę twórcą
tylko zawsze odtwórcą.
Namaluję, a raczej odrysuję w zasadzie wszystko, wyrzeźbię jeśli będę
miała prototyp, ale z wyobraźni z obserwacji modela, natury nie potrafię.
Może to brak warsztatu, bo przecież rysunku można się nauczyć,
tak samo jak technik rzeźbiarskich.

Kiedy zdawałam na studia miałam egzamin z rysunku.
Obok mnie w ławce siedziała dziewczyna z którą się zaprzyjaźniłam
z rozmowy wynikało, że bardzo ładnie rysuje.
Musieliśmy narysować martwą naturę która składała się z dzbanka
i patery z owocami.
Narysowałam, ale nie na podstawie obserwacji prawdziwego dzbanka
tylko przerysowałam to co widziałam na kartce koleżanki, zdałam.
Wyrzutów sumienia nie mam bo ona przepisała to co ja napisałam
na egzaminie z rosyjskiego.
Pamiętam jej imię Daria, pięknie rysowała.

No własnie, żeby być artystą to trzeba mieć oko, trzeba czuć proporcje,
formę, ale.....
To też nie wystarczy, trzeba jeszcze umieć poruszyć odbiorców.
Na studiach miałam zajęcia z rzeźby i to właśnie tam usłyszałam
o Magdalenie Abakanowicz o jej "Abakanach" i nie tylko....



Niby nic, siedzący ludzie, ale dlaczego pochyleni, dlaczego siedzą w grupie,
o czym myślą, z czym się zmagają, dlaczego zgadzają się na taką anonimowość?
Czy są samotni, a może ta grupa daje im poczucie bezpieczeństwa?
Można pytać bez końca.

Jak niesamowicie ekspresyjne są te sylwetki, ile detali można się dopatrzeć,
kręgosłupy pośladki, jaka niesamowita harmonia, wydaje się, że wszystkie te sylwetki
są bardzo podobne, ale im dłużej się przyglądam to zaczynam dostrzegać
różnicę między tymi ludźmi w zasadzie mogłabym nadać im imiona...

Całe życie zazdroszczę artystom/ludziom  innego spojrzenia na otaczający nas świat
i tej rzadkiej umiejętności przetworzenia tego co widzą w materialne dzieło,
które po nich zostaje....

Może w następnym wcieleniu będzie mi dane.

                                               Zasmucona Kurodoma.